„Deszcz meteorytów”
cz. 2.
W
poprzednich tekstach odnosiłem się do wynalazku kolegi Danikena;
Erich
von Daniken – list.
… i
do znalezisk meteorytów w Polsce;
„Deszcz
meteorytów” cz.1;
Prezentowałem
tam swoje znaleziska ale nie dość przekonująco, żeby rozprawić
się z niesłuszną interpretacją. Zbierałem w sobie siły,
przemyślenia i znaleziska, aby zakończyć dyskusję, której
przecież nie było. Ot, taka jest dola pioniera.
Do
ostatecznej rozprawy skłoniły mnie obrazy, które zobaczyłem w
kolejnym serialu „Starożytni Kosmici”, bo te seriale mnożą się
przez pączkowanie. Jest oglądalność, to jest kasa i trzeba
inwestować dalej. Ten biznes sam się kręci.
W
dalszym ciągu „Starożytnych Kosmitów” zobaczyłem innego
uczonego z artefaktem Homo
erectusa
w dłoni, oczywiście był prezentowany jako zasiew życia na Ziemi.
W kolejnych odcinkach, występują też publicyści i prawdziwi
uczeni ze swoimi wątpliwymi autorytetami a nie tylko superszamani.
Co ciekawe, zauważyłem, że ci spece powołują się na „innych
badaczy Kosmosu” i temat się zamyka. Ten „argument” słyszę w
co trzecim zdaniu, nie ma już miejsca na inne interpretacje ani
domysły. Czyli, że posługują się demagogią, taktyką uczonych.
Byleby było na kogo się powołać, że racja jest po ich stronie.
Na
kogo by tu się powołać; nie widzę, nie słyszę.
Prezentowane
znalezisko „meteorytu” przedstawiało sobą taki sam produkt, jak
poprzednio tylko o innym ciemno brązowym wyglądzie. Kształt
zalepienia kulisty, jak na Kosmos przystało, w ubytku zauważyłem
kulistą skamieniałą porcję mięsa. Ale nie było to mięso
zalepione w niewyrobionej glinie do dojrzewania, jak poprzednio. Ja
to rozróżniam!
To
było mięso zalepione w wyrobionej glinie i gotowane ale w tym
gotowaniu zostało przegotowane i spalone. Stąd jego ciemnobrązowa
barwa jednolita na skorupie glinianej, jak i na samej porcji mięsa,
kuli mięsa widocznej w ubytku zalepienia. Powodem tej barwy był
spalony tłuszcz z porcji mięsa i nasycający w czasie gotowania
glinę, ściany formy do gotowania.
Przerabiając temat gotowania mięs w żarze ogniska pisałem o formach grubościennych z wyrobionej gliny, właśnie takich jak prezentowana przez uczonego. Pisałem o tym, że przed włożeniem do ognia formę z zalepionym mięsem należało wysuszyć na brzegu ogniska. To było widoczne, bo glina jaśniała na powierzchni. Dopiero po wysuszeniu zalepienia wkładało się półwyrób w żar ogniska.
O
gotowaniu mięsa w środku mięsa informowała para wodna buchająca
porami w glinie. W momencie dymienia ciemnym dymem należało
natychmiast wyjąć wyrób z ogniska. Ciemny i czarny dym oznaczał,
że woda z wyrobu już odparowała i przez pory w glinie wydostają
się pary tłuszczu. To one spalały się w temperaturze żaru
ogniska.
Efektem
były ciemno brązowe, utwardzone ściany formy a w środku suche,
twarde lub nadpalone mięso, też brązowe.
Tyle
tylko zdążyłem zauważyć obracając głowę do telewizora. Bo ja
piszę a telewizor gra mi za plecami i w niczym mi nie przeszkadza.
Tym razem zdążyłem.
Bo
nie siedzę już i nie oglądam w skupieniu uczonych głupotów,
czasu i życia na te bzdury nie mam. Ale nasłuchuję, żeby zobaczyć
ciekawe obiekty i miejsca na Ziemi, którymi nauka się nie zajmuje.
One dla nauki nie istnieją chociaż są, tak jak artefakty Homo
erectusa.
Prezentowana
w programie porcja była regularną kulą nieco większą od pięści.
Ten kulisty kształt porcji i zalepienia z gliny wskazuje na wiek
artefaktu. Pochodziła z okresu po zastosowaniu ognia. Z jego
początków t.j. 1 mln – 900 tys. lat p.u.
Z
okresu, w którym Homo
erectus
eksperymentował i uczył się gotować. Eksperymentował z gliną,
bo surowa rozmoczona glina nie wytrzymywała w żarze ogniska,
pieniła się i pękała, nie spełniała jego oczekiwań. Musiał
nauczyć się wyrabiania gliny, lepienia oblepienia i suszenia
półwyrobu. To nie było dla niego trudne, bo zachowania gliny już
znał ale musiało to potrwać.
fot. 1. Skamieniała porcja mięsa zalepionego do dojrzewania po ok. milionie lat. W przekroju, bez szlifowania, widoczna jest kilkuletnia obwódka erozji skamieniałego płynnego węgla i skamieniałe oblepienie z gliny.
Ale w
tych pierwszych gotowanych porcjach naśladował regularne kuliste
kształty poprzednich wyrobów, surowego mięsa zalepianego w glinie
do dojrzewania. Te kształty są takie same i są powtarzalne w
znaleziskach.
W
następnym okresie do ok. 600 tys. lat p.u., porzucił kształt
kulisty przetworów mięsnych, formował porcje mięsa dowolnie tak
jak je ciął i wycinał ze zdobyczy. Obcinał kanty i wszelkie
wystające fragmenty, starał się uzyskać obłe kształty porcji
mięsa do zalepienia w wyrobionej glinie. Doświadczalnie doszedł do
tego, że wcale nie musi formować kuli.
Na
początku moich książek znajdziecie cały cykl o tym „Jak Homo
erectus garnki lepił”, bo zalepienie w glinie było naszym
współczesnym garnkiem do gotowania ale bez wody. Pisałem wtedy
„garnki lepił”, bo kiedy o tym pisałem, nikt o tym nie
wiedział. Opisywałem technologie gliny w zależności od
zastosowania.
Ale
uczeni koledzy tych lekcji nie odrobili, bo odrobić nie chcieli. Ich
kosmiczny interes by na tym ucierpiał. Bo na Homo
erectusie
pieniędzy nie zrobią, wiem to akurat po sobie.
Podobnie
było z mięsem zalepianym do dojrzewania. Bo nasz przodek
kontynuował tę technologię do składowania zapasów aż do końca
swojej obecności w Polsce. Czego nie zdołał ugotować czyli
nadmiar mięsa, zapasy do późniejszego spożycia zalepiał w
surowej lub wyrobionej glinie do dojrzewania. Nic nie mogło się
zmarnować.
Ale
rzeźbienie kul z mięsa porzucił.
W
kolejnych artefaktach zademonstruję szczegóły, których w
prawdziwych meteorytach nie znajdziecie. Bo to ziemskie wyroby Homo
erectusa
z całkiem ziemskich zwierząt.
fot. 3. Widok spalonej porcji od spodu, jesy spalona ale gładka.
Pierwszy
to skamieniały fragment mięsa, skwarka mięsa upieczona na kamieniu
w żarze ogniska czyli luźno bez zalepienia w glinie. To fragment
warstwowej tkanki mięsnej np. boczku o grubości dwukrotnie większej
od tego co zostało. Przypadek to rzadki i niespotykany, bo pieczony
gołkiem.
Z
jednej strony, od spodu, jest przypalony jak trzeba ale z wierzchu
porozrywany erupcjami cieczy węglowej ze środka porcji – patrz
poprzedni odcinek!
fot. 4. W widoku z boku widoczne małe otworki po uchodzącej parze wodnej i parujących tłuszczach, i duże otwory po erupcjach, wybuchach płynnego węgla.
Historia
z tego taka, że najpierw z kęsa uchodzi woda w postaci pary. Po
odejściu wód z porcji, tymi samymi porami, dziurkami, na
powierzchnie zewnętrzne, na wierzch i boki porcji wydostają się
pary tłuszczów. Te zapalają się i dymią okrutnie.
Następnie
na powierzchnie zewnętrzne, ze środka gwałtownie wydostaje się
ciecz węglowa, tak gwałtownie, że rozrywa w strzępy ową
powierzchnię. Dochodziło przy tym do erupcji płynnego węgla na
powierzchnię i jego eksplozji. Stąd obraz destrukcji na górnej
powierzchni porcji.
Na
powierzchniach bocznych kęsa zachowały się, widoczne są dziurki,
otworki ze środka po wydostających się parach tłuszczu, jak i
duże wgłębienia po pojedynczych wybuchach, erupcjach płynu
węglowego. Pozostałością tego procesu jest skamieniały dziś
fragment pokryty zgorzeliną węgla zerodowanego, utlenionego do
barwy ciemnobrązowej, tak jak inne znaleziska „meteorytów”. W
obrazie nie widzimy cieczy węglowej ale widzimy kolejne skutki
występowania na powierzchnię i spalania płynnego węgla.
Dalsze
spalanie doprowadziło by do spalenia na popiół czyli na skałę
ilastą w proszku.
fot. 5. Widok z góry i od dołu fragmentu skamieniałej, spalonej porcji mięsa - łapy niedźwiedziej. W zaznaczonym obszarze wywyższenie spodu łapy.
Drugim
z nowych artefaktów jest przysmak myśliwych po dzień dzisiejszy,
to fragment łapy młodego 1-2 letniego niedźwiedzia. W obrazie
fragmentu zachowały się ubytki po pięciu spalonych i zniszczonych
palcach – tak, dedukuję po tym czego nie ma, bo było. Pozostały
po nich ślady w kamieniu i obwódki na wylepieniu z gliny. Cienkie,
bo 1-2 mm oblepienie świadczy o tym, że porcja gotowana była w
komorze grzewczej, pod przykryciem na płycie grzewczej.
fot. 6. Widok z boku na ubytki 5-ciu palców widoczne na oblepieniu w glinie i strzałką wskazane wywyższenie od spodu łapy.
fot. 7. Zbliżenie na szczegóły w cienkim zalepieniu, w glinie, wskazującym ubytki palców w tych miejscach.
Tam
pozostawała zbyt długo, palce jako cieńsze w swojej ciągłości
od masy łapy, spaliły się w strumieniu spalin z ogniska i już
wtedy poodpadały. Pozostał duży fragment z poduszką łapy od
spodu, stąd i niedźwiedź. Taką poduszkę od spodu łapy
prezentują tropy, ślady niedźwiedzi.
A teraz, artefakt, który już Wam się przejadł, bo pokazywałem go
wielokrotnie; skamieniałe serce wielkiego ssaka spalone w gotowaniu.
Znalezisko
dobrze wypreparowanego serca z powycinanymi naczyniami, aortami i
żyłami, oczyszczone z powięzi i zalepione w glinie do gotowania.
Miało się gotować długo, bo było duże. Zostało więc
pozostawione w ognisku na noc do wygaśnięcia żaru. Rano, po
rozbiciu skorupy glinianej okazało się, że jest „spalone na
wiór”, mięso nie nadawało się do zjedzenia. Zostało wyrzucone w
krzaki i tam je wyorał pług, tam je znalazłem.
Na
wątpliwe znaleziska „meteorytów” zwrócił mi uwagę Czytelnik
z Braniewa. Zauważył w przełomie, ubytku swojego znaleziska
struktury podobne do warstw tkanki mięsnej, których to struktur ani
warstw prawdziwe meteoryty nie posiadają.
Wtedy
sięgnąłem do swoich kartonów, żeby obalić kolejny „uczony”
mit.
Jak
najbardziej, miał rację – dziękuję i proszę o jeszcze.
A,
żeby nie było, że prawdziwych meteorytów już nie ma;
- pokażę znalezisko, które mam i uważam za meteoryt.
fot. 9. Widok fragmentu od spodu.
fot. 10. Zbliżenie powierzchni, widok gwałtownego ostudzenia masy fragmentu, utrwalenia ubytków po bąblach wraz z piachem na dnie zbiornika.
To
fragment meteorytu, który w drodze przez atmosferę rozgrzał się
do temperatury topnienia i eksplodował, jak na prawdziwy meteoryt
przystało. Po śladach piachu w bąblach wrzącej materii znajduję,
że spadł do morza i stygnąc na dnie przygarnął do siebie trochę
pisku. Dziś nie do usunięcia, piach jest zgrzany we wgłębieniach.
Mniemam,
że upadek nastąpił ponad 40 mln. lat temu, kiedy było tu morze.
To
ciekawe, że żaden z meteorytów z zasiewu Życia na Ziemi nie
posiada śladów ich przelotu przez atmosferę ziemską. Czyżby
robili je tu na miejscu ręczną robotą.
Ile
rąk mieli do tego a ile palców, nikt mi nie odpowie.
Ale
byli na poziomie Homo
erectusa,
bo zasiew pozostawiali na Ziemi zalepiony w glinie, jak należy, po
ichniemu.
Jacyś
nierozgarnięci ci Kosmici albo nierozgarnięci uczeni. Skoro
cywilizacji, która potrafiła dotrzeć aż na Ziemię, przypisują
tak prymitywne technologie.
O tym już było ale wtedy nie wiedziałem, że to wyłupany z gliny "zasiew Życia na Ziemi".
Dla
przypomnienia pokażę porcję „zasiewu” czyli wyłupaną
lemieszem niezbyt foremną kulę surowego mięsa dojrzewającego przez ponad milion
lat w zalepieniu z gliny. Proces SHS przebiegał od początku, prawie
do końca.
fot. 11. Ok. x100 powiększenie powierzchni przełomu skamieniałej kuli mięsa dojrzałego w procesie SHS ale to nie koniec. Po mojemu, to skamieniała gęsta, tłusta ciecz.
fot. 12. Powiększenie ok. x200, na powierzchniach pośród przełomu skamieniałego płynu widoczne jasne plamy powstającej współcześnie skały ilastej. To ciąg dalszy i finał procesu SHS.
Efektem,
wynikiem jest kula skamieniałego gęstego płynu, cieczy węglowej.
Jest bezpostaciowa ale nie drobnokrystaliczna.
To
jest w obrazach powiększeń przełomów, zdjęć mikroskopowych.
We
współczesnych przełomach widoczne są jasne miejsca,
powierzchniowa erozja, powstawanie skały ilastej.
Dzieje
się tak po dziesięciu lub więcej latach pomimo przechowywania artefaktu w
szczelnej torebce plastikowej, w kartonie i w warunkach domowych.
Bez
działania czynników atmosferycznych proces SHS trwa i potrwać musi
aż do skały ilastej, aż obróci się w piach i pył. To tylko
kwestia czasu, bo to dopiero początek erozji, początek utleniania węgla.
foto autor prof. s.
Roman Wysocki
17.09.2019 Bystrzyca
k.Wlenia
Prawa autorskie
zastrzeżone.