Translate

Dach nad głową odc. 3.



Dach nad głową odc. 3.
Brakujący element.

Zastosowanie ognia pozwoliło Homo erectusowi wyjść z jaskiń na sawanny a dokładniej do wody. Do licznych na Pogórzu strumieni na otwarte przestrzenie w dolinach gór. Nowe środowisko do zamieszkania tworzyło nowe potrzeby a dokładniej budowę dachu nad głową dla rodziny. Obozowiska zapełniły się szałasami, o tym właśnie pisałem w odcinkach „Dach nad głową” odc. 1 i 2;

W eseju „Coś” prezentowałem porcję mięsa zalepioną w glinie i gotowaną w ognisku. Ulewa przyszła nagle, woda zalała ognisko a forma popękała. Na taką okoliczność należało ognisko zabezpieczyć, zrobić zadaszenie. Tym bardziej, że pokrywa komory grzewczej też była ulepiona z gliny z dodatkiem fragmentów tłuszczu. W czasie pracy w komorze przepływały spaliny z ogniska o temperaturze kilkuset stopni. Pokrywa była gruba na kilka centymetrów ale na zewnątrz też była gorąca, temperatura dochodziła do 150-200 st. C. Padający  deszcz czy śnieg był dla niej zagrożeniem ze względu na nagłe różnice temperatury (naprężenia!).

Klimat się zmieniał i w ostatnim okresie padało niemal bez przerwy. Padał deszcz na zmianę ze śniegiem.
Siedziałem wtedy w głowie naszego przodka, wraz z nim zastanawiałem się, co robić? A właściwie zastanawiałem się jak wykorzystać dotychczasową wiedzę, dostępne materiały i technologie oraz umiejętności Homo erectusa. Żeby nie zaskakiwać uczonej publiki fantastycznymi konstrukcjami.
Siedzieliśmy nad kawałkiem odkrytej ziemi, nad piachem. Wykreśliliśmy duży szałas i kolejno zmazywaliśmy lub dorysowywaliśmy różne rozwiązania.
Końcowy szkic zaskoczył nas obu, takie to było proste.

Trzeba nam było zbudować duży, znaczy wysoki szałas.
Ale wysokie ściany szałasu z poszyciem do samej ziemi utrudniały by swobodny dostęp do ogniska, płyty grzewczej z komorą grzewczą, do pieca. Na dużej wysokości ścian bocznych szałasu belki szczytowe uginały by się pod ciężarem poszycia, trzeba by je podpierać belkami podporami. Czyli jeszcze bardziej utrudniać dostęp dodatkowymi słupami w wejściu pod dach.

Ale przodek kręcił głową, coś nie dawało mu spokoju i to coś dorysował.
Na szczycie, poniżej skrzyżowania belek na wcięciach, które znacie z odcinka 2,  dorysował poziomą kreskę.
Co więcej, wskazał palcem na postawioną kreskę, dłoń uniósł nad głowę i poruszał; to kładł dłoń płasko na głowie, to stawiał w szerokości dłoni.  Wyznaczył położenie tej listwy na wyższą od wzrostu człowieka. To generalnie określało wszystkie wymiary konstrukcji, bo z rysunku wynikały proporcje.

fot. 1, 2.  Widoki główne skamieniałego drewna, elementu konstrukcyjnego. Na zdjęciach widoczne ubytki od lemiesza (1) i ubytki zgniłego drewna (2).

Tą listwą, rozporą zniwelował naprężenia. Zamknął działające siły węzłami. Skąd on to wiedział, skoro sił nie widać. Do szkół ze mną nie chodził, metody graficznej Cremony nie znał a siły poznosił.
Ale ja do szkół chodziłem diagram Cremony znałem i wiedziałem czego mam szukać. Studiowałem budowę szałasu ale miałem już na myśli wiaty wolno stojące na słupach, zadaszenia bez ścian bocznych nad ogniskiem. Takie zadaszenie, dwie krótkie połacie musiały być rozparte listwą, poprzeczką.
Takiej poprzeczki szukałem latami i znalazłem, sama wlazła mi w ręce, bo leżała w polu przy drodze.
Podniosłem deskę, była oczyszczona. Przyglądnąłem się, w kamiennej desce zauważyłem ślady cięć i dziurki pozostawione przez korniki. Miałem pewność i znałem zastosowanie. Wszak wymyśliłem je przed laty. I nie moja to wina, że wiem, co podnieść się należy.

Kamienna deska - brakujący element konstrukcji.
Wymiary (największe z pomiaru);
- długość 31 cm.,
- szerokość 13 cm.,
- grubość 5 cm.
Znalezisko nie jest deską w naszym rozumieniu. Współczesna deska to wyrób tartaczny o zadanych wymiarach przeznaczony na konstrukcję lub poszycie. Historycznie wyrób „darty” tzn. klinami łupany z pnia. Ta została wykonana z drzazgi, szczapy drewna. Wybraną drzazgę ze złamanego pnia nasz przodek wyrąbał krzemienną siekierą. Jej grubość nie była równa na całej długości ani na szerokości ale była wystarczająco mocna (gruba a więc wytrzymała) w uznaniu wykonawcy.

fot. 3. Geometria, symetria deski - kąty skosów ok. 55 st.

Drogą kupna nabyłem ostatnio kątomierz, dokładny kątomierz cyfrowy do +/-  0,2 st. Cóż z tego, powierzchnie deski do przyłożenia kątomierza były nierówne.
Symetrycznie rozmieszczone kąty na skosach wynoszą ok. 55 st.
Daje to kąt wierzchołkowy, kąt rozwarcia belek głównych wynoszący ok. 70 st.
Końce listwy, skosy też nie są wykonane dokładnie ale były wygładzone i natłuszczone. Nasz przodek wiedział, że przekroje poprzeczne drzewa piją wodę, te powierzchnie wygładził i impregnował.

  

fot. 4, 5.  Widoki jednego skosu z boku i na wprost. Powierzchnie odcinane i strugane odłupkiem, polerowane i natłuszczane.

Na jednym ze skosów widoczna jest zmiana wymiaru podczas obróbki. Widać wcięcie zaczęte od wyznaczonej linii i zaniechane na rzecz wystającego fragmentu (występ).
Do zamocowania rozpory potrzebne były gniazda, płytkie otwory, które w belkach trzeba było wydłubać. Ostre końce rozpory zaokrąglił i do takich zakończeń robił wklęsłe gniazda. Mocować końcówek deski nie musiał, sami sobie odpowiedzcie, dlaczego? On to wiedział, choć tego nie widział.

fot. 6, 7.  Widoki drugiego skosu. Widoczny początek odcinania odłupkiem i porzucony, pozostała fałda materiału. Zaczął wykonanie wpustu ale porzucił na rzecz powierzchni i gniazd kulistych.

Tu muszę pokajać się przed Nauką.
Moje poszukiwania prowadzę metodami nienaukowymi i nieprofesjonalnie. Brak w moich badaniach raperów i kartografii, brak wykopów, warstw i ich dokumentacji, szkiców sytuacyjnych i opisów.
Bo na polach ornych czy osuwiskach sensu do tego nie ma.
Pola orane są co roku po wielokroć, artefakty nie tylko tłuczone ale i przerzucane są z miejsca na miejsce. Głębokość zalegania znalezisk określa tylko długość Wielkich Lemieszy i dochodzi do 80 cm. a miejsca określa tylko bruzda i kierunek orki. Raz jeden, po kilku latach, zidentyfikowałem fragment krzemienia utrąconego lemieszem. Leżał ok. 70 m od drugiego większego fragmentu znalezionego przed laty.
Zbierać Historię Świata w kawałkach, tyle mi wolno.

fot. 8.  Gruba na ok. 2 cm warstwa drewna pojedzona przez korniki chłonęła wodę. Zgniła i odpadła zanim drewno skamieniało.

Cała reszta to interpretacja; czytanie śladów, kolejność czynności i chronologia zdarzeń. Z nich to wynika datowanie i historia Homo erectusa na Ziemi Niczyjej i gdzie indziej w Polsce. Bo nawet różne septarie lub „krzemienie pasiaste” mają swój rodowód, wykonawcę i swoje miejsce w określonym czasie na danej przestrzeni. Nie powstawały geologicznie ani nie spadały z nieba.
Na szczęście nie muszę z nikim dyskutować, bo znaleziska w olbrzymiej większości są z materiału kamiennego (skamieniałego). Opisywałem w książkach procesy przemian tych kamieni, udokumentowałem je fotografiami.
A że uczeni tych kamieni nie widzą, to już jest ich problem.

Wcale się nie pokajałem i kajać się nie zamierzam.
Uczony Świat opiera się na tym, co sam stwierdzi i zapisze. A co nie zapisane tego niema i nie było, bo być nie mogło! Tego nie wolno dopuścić!
Tak było z najstarszymi śladami człowieka. Ostatnio znalezione były nie tam, gdzie powinny być a ich wiek od poprzednich odległy.
I tak po każdym znaczącym odkryciu Historia (Nauka) się wali, trzeba je pisać od nowa i od nowa zabić deskami przed NOWYM.
A mnie pozostaje satysfakcja, że mam w tym swój udział, bo mieszam w uczonych głowach.
Zaś skutki będą i opłakane, i śmiechu kupa będzie przy tem.

Mijają dni pogody ani ani, nie mogę zrobić zdjęć i wrzucić publikacji na stronę.
Przeczytałem tekst i przeraziłem się tym, co napisałem.
Przecież Homo erectus tych sił w konstrukcji nie widział. Znał skutki ich działania; ugięcie, złamanie, odłupanie lub zniszczenie. Nawet łupiąc krzemienie na odłupki wiedział, gdzie i jak uderzyć; słabo lub mocno, przewidywał wynik tego łupania ale sił nie widział.

Puk, puk uczeni panowie; Homo erectus myślał ABSTRAKCYJNIE a na przekór.

Działania naszego przodka były celowe, wyniki przewidywalne i powtarzalne. Od początku do końca tych działań wyobrażał sobie ich wynik, bez myślenia abstrakcyjnego się nie obyło.

Foto autor                                  s. hab. Roman Wysocki
20.09.2017. Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.