Translate

II. Cywilizacja - Dach nad głową cz.2.



Dach nad głową, cz.2.
Belka.
W początkach jesieni żegnałem się z Czytelnikami esejem „Wstęp na zakończenie”.  Chciałem przerwać pisanie, dać sobie czas na przygotowanie chałupy do zimy.  Doprowadzenie wody, pocięcie drzewa na opał i obtykanie mchem i takie tam niepospolite czynności.  Nie podołałem obowiązkom.
W zbiorach wygrzebałem „Wizerunek przodka” i „Wenus z Lubomierza” i na tę okoliczność napisałem cykl esejów „Sztuka”.  Zacząłem nawet cykl dla początkujących uczonych p.t. „Wieści z paleolitu”.
I piszę dalej jako, że na stronie nie ma okładek.  Dokładam więc następne eseje dodając z przodu tytuł rozdziału - zagadnień, których dotyczy.
Żegnając się z Czytelnikami obiecywałem poszukiwania belek pozostawionych w siedliskach, po konstrukcjach ... czego?  Następnych fragmentów nie znalazłem a pogoda się popsuła, jak to na jesieni.  Wróciłem do pisania, w którym to przeszkadza mi życie, bardzo.  Bo pozostałem nie przygotowany do zimy z drewnem w kłodach i.t.p.

fot. 1, 2, 3.  Fragmenty płaszczyzn na fragmencie skamieniałej belki drewnianej.  1, 2 - widoczne kawałki obrobionych powierzchni, płaszczyzn prostopadłych do siebie. 3 - prostopadłe, obrobione zakończenie belki.  Widoczne przełomy i struktura skamieniałego drewna.  
Dobór materiału i narzędzi.
Latami spoglądałem na drewniany fragment belki.  Kiedy ją znalazłem i oczyściłem a było to przed laty, zastanawiałem się, kiedy to w lesie (dżungli) na Ziemi Niczyjej rosły kwadratowe drzewa?  Pytań nigdy nie ubywa, same się mnożą.
Odłożyłem fragment na lata, bo brakowało mi dla niego Cywilizacji czyli racjonalnego i praktycznego zastosowania, na odpowiednim poziomie technologicznym, do opisu brakowało mi wiarygodności tego znaleziska.

Rzuciło mi się na oczy, że kawałek drewna ma jednolitą strukturę.  Każden jeden, kto rąbie drzewo na opał wie, że na zewnątrz kloca (pnia) jest kora, pod nią cienka warstwa łyka a pod nią warstwy (słoje miazgi drzewnej) przyrosty roczne tkanki.  I tak aż do środka czyli rdzenia, którym drzewo przez pień pobiera wodę do góry, do korony.  Rąbiąc (łupiąc) drzewo na drzazgi trzeba wykonywać cięcia przez środek (rdzeń) lub w jego kierunku.  Wtedy drzewo ustępuje.  Przygotowując materiał na belkę nasz przodek musiał wybrać materiał jednolity i jednorodny z miąższu drzewa.  Musiał pozbyć się kory, łyka i wierzchnich warstw młodych przyrostów a ponadto musiał pozbyć się rdzenia i przyległości.  Z pnia musiał pozyskać materiał uwarstwiony ale o jednorodnych (zbliżonych) przyrostach.  Dlaczego?
Dlatego, że w warunkach naturalnych drewno chłonie wodę (wilgoć) z otoczenia i z opadów atmosferycznych.  W tychże warunkach drewno schnie wystawione na działanie słońca lub w czasie suszy.  Nazywa się to, że drewno „pracuje”, rozciąga się i kurczy a to powoduje zmiany kształtu i wymiarów.  Każde włókno o innych właściwościach powoduje pękanie i samoistne rozszczepianie warstw drewna w tym miejscu.

Z pnia drzewa należało wydobyć materiał o zbliżonej strukturze i nasz przodek o tym wiedział.  Musiał do tego rozłupać pień na połowy, wyłupać z pół okrąglaka interesujący go przekrój.  Miał już za sobą doświadczenia z pozyskiwaniem materiałów na narzędzia rolnicze i do kopania.  Wtedy to wyłupywał długie żerdzie z pni zwalonych drzew, wcześniej też zbierał określone pnie złamanych wiatrem drzew, których nie pozwolił wrzucić do ogniska.  Albo też musiał zmierzyć się ze ścinaniem wybranych drzew, wybranych gatunków o wybranych średnicach.
Miał już w głowie włóknistą strukturę drewna, układ i wytrzymałość kolejnych warstw.  Wiedział jak zachowuje się drewno pod uderzeniem siekiery w poprzek włókien, a jak ustępuje wzdłuż.  Czy to ścinając drzewo, czy łupiąc pień na połowy musiał używać krzemiennych siekier, bo je miał i zostawił je dla mnie.

fot. 4.  Siekiera krzemienna, materiał niejednorodny ze skamieniałości.  Z lewej od góry przez czub i na dole krawędź tnąca.  Widok strony płaskiej.  Z prawej zniszczona część chwytowa.  Widoczne odłupania u góry, u dołu (po bokach) i odłupane zakończenie z prawej.
 fot. 5.  Widok siekiery od strony wygrzbieconej w górę i w stronę części chwytowej z prawej.  W tym widoku z lewej i na dole widoczne łupanie skosów do krawędzi tnącej.
fot. 6.  Widok z boku, płaszczyzna płaska na dole.  Widoczny klin (ok. 30 st.) do krawędzi tnącej (z lewej) i wygrzbiecenie w kierunku części chwytowej.  Widoczna duża powierzchnia odłupania to zniszczenie z odłupania części chwytowej z boku.
fot. 7.  Widok drugiego boku, wygrzbiecenie z dołu a na nim jasno-brązowy fragment powierzchni naturalnej kamienia (skóry?)  Widoczne kolejne odłupania u góry i z prawej.  Te odłupania w części chwytowej siekiery powstały na skutek pobijania narzędzia (uderzania w narzędzie) w materiale podczas rozłupywania pnia.
Siekiera jako narzędzie zniszczona - część chwytowa nie nadawała się już do trzymania w dłoni i uderzania nią w materiał, mogła ranić dłoń.  Ale pozostał całkiem zgrabny klin do użycia przy rozłupywaniu pni.
Pisząc wielokrotnie w książce o siekierach nie miałem na myśli narzędzia oprawnego w stylisko (trzonek).  Miałem na myśli narzędzie krzemienne wielkości pięści lub większe o wyraźnie ukształtowanej ostrej krawędzi tnącej i wyraźnie ukształtowanej szerokiej części chwytowej, ergonomicznej do utrzymania w dłoni a usytuowanej po stronie przeciwnej do krawędzi tnącej.  W odróżnieniu od odłupków i nacinaków, które to stosował do cięcia materiałów miękkich ruchem posuwistym, siekierą pracował z uderzenia w materiał cięty – uderzał krawędzią tnącą w poprzek lub wzdłuż włókien materiału.
Uderzając ostrzem wzdłuż włókien powodował rozszczepienie materiału, pobijając siekierę drewnianym klockiem wchodził w głąb.  Materiał pękał, rozszczepiał się wzdłuż pnia.  Teraz należało przenieść siekierę w dalsze pęknięcie i pobijając przedłużać szparę w materiale.  A jeszcze lepiej było pozostawić siekierę w poprzednim miejscu a do dalszego rozszczepienia materiału użyć następnej siekiery, klina z kamienia lub drewnianego klocka w kształcie klina.
 
 fot. 8.  Zbliżenie obrabianej płaszczyzny, widoczne ukośne ślady zacięć odłupkiem.  Drzazgi i zadziory zeszlifowane a powierzchnia impregnowana tłuszczem.
Obróbka belki.
I ten czas nastał, bo teraz wiem, że belkę wykonał nasz przodek a zastosował ją do budowy szałasu, wiaty lub domu.  Oglądając resztki i fragmenty obrobionych pod kątem prostym boków belki dopatrzyłem się obrobionego zakończenia a na drugim końcu fragmentu zauważyłem wcięcie.  Takie wcięcia służą do łączenia elementów w ściśle określonym miejscu choć osłabiają konstrukcję.  Służyło ono do ułożenia w nim symetrycznego zakończenia drugiej belki.  Kąt przygotowanej powierzchni nieco mniejszy od kąta prostego, przynależał więc do konstrukcji szałasu.  Ten kąt wskazuje na zadaszenie szałasu a więc dwóch połaci dachów wspartych o siebie u góry, w wierzchołku.
Ale do takiego myślenia potrzebna mi była Cywilizacja i jej widoczne postępy;
- zastosowanie ognia,
- siedliska na otwartej przestrzeni,
- narzędzia do obróbki drewna – siekiery krzemienne, kamienne głazy do gładzenia,
- postęp w konstrukcji, sprawdzone i powtarzalne konstrukcje i technologie z belek i pokrycia (poszycia dachu).
Te wymogi cywilizacyjne Homo erectus spełniał, zbudował rodzinie dach nad głową.  Ale do tego nasz przodek musiał dojrzeć także w mojej głowie.
Czy to był szałas, wiata, czy dom, na te pytania muszą odpowiedzieć uczeni.
Łyżeczki w dłoń!  Bo ja nie mam do tego prawa.

Istotne jest wyjaśnienie Czytelnikom jakich to narzędzi i jakie czynności wykonywał nasz przodek przy obróbce belek.
Pokrótce opisywałem to w esejach „Kopacz” i „Rolnik” przy wykonywaniu drewnianych narzędzi do kopania i narzędzi rolniczych.  Ale tamte narzędzia drewniane jako przedmioty niewielkie gabarytowo wykonywane były indywidualnie i incydentalnie, czego potrzebował do pracy, to sam sobie zrobił.


fot. 9.  Odłupanie na drugim końcu fragmentu belki.  W tym miejscu było wcięcie do umieszczenia tam drugiej belki, pod kątem.
1. - widoczna prawie cała powierzchnie wcięcia, po prawej widoczne ślady kilku zacięć odłupkiem,
2. - widoczny tylko fragment dna (głębokości) wcięcia, widoczna impregnacja we wcięciu.
Obracając w dłoniach kawałek skamieniałego drewna dopatrywałem się w nim któregoś z tych narzędzi.  Ale w żaden sposób nie pasowało mi prostopadłe, ładnie obrobione zakończenie kamienia.  Wyglądało jak zakończenie każdego kołka do pobijania młotkiem.  Wtedy to zwróciłem uwagę na drugi złamany koniec.  Dopatrzyłem się śladów cięć siekierą i strugania, wcinania się w głąb materiału.  To było wcięcie do położenia drugiego elementu.  Wolny prostopadły koniec był po prostu zakończeniem belki.  Był obrobiony, wygładzony i wysmarowany tłuszczem.  Jako wystający z konstrukcji był narażony na erozję.  W głowie ulęgło mi się słowo belka.


Praca nad budową szałasu lub wiaty była pracą zbiorową, dokładnie zaplanowaną i wykonywaną krok po kroku zgodnie z technologią obróbki drewna i montażu całości.  Ten, który to wymyślił i jego naśladowcy miał poparcie grupy i posłuch.  Uczeni nie byli im potrzebni, wszak nie budowali piramid, bo i po co.

Prezentowana belka miała przekrój ok. 7x7 cm, więc do jej wykonania potrzebny był pień o średnicy minimalnej ok. 20 cm.  Po rozłupanie pnia, po przepołowieniu pozostawał materiał (pół okrąglaki) o grubości 10 cm i szerokości 20 cm.  Teraz należało zdjąć nadmiary materiału symetrycznie po bokach czyli z szerokości, aby uzyskać szerokość belki z niewielkim centymetrowym nadmiarem po obu stronach (9 cm).  Do tego też stosował technikę łupania drewna wzdłuż włókien.
Pozostały materiał z rdzeniem z jednej strony i wierzchnimi (świeżymi) warstwami drzewa z drugiej należało strugać symetrycznie z obu stron do wymiaru 8 cm.  Po tym należało do 8 cm strugać poprzednie powierzchnie pozostałe po łupaniu boków, należało je po łupaniu wyrównać.  Wykonaną belkę na wymiar 8x8 cm należało teraz zestrugać odłupkami lub nacinakami, następnie oszlifować kamieniami.  Najlepiej kawałkami piaskowca, należało zeszlifować na głębokość widocznych wcięć i uszkodzeń siekierą i usunąć widoczne zadarcia po struganiu odłupkami, usunąć wszelkie drzazgi.  Bo drzazgi, to trudno gojące się rany!
I wcale nie wykluczam, że belkę i elementy drewniane impregnował smarując tłuszczem na powierzchni, bo tłuszcz posiadał a pragnienie drewna na wodę znał.
Znał zgubne na drewno działanie słońca i wody.  I ślady tej impregnacji są widoczne na powierzchniach zewnętrznych nawet we wcięciu.
Trwało to jeden dzień a nie wieczność, następnego dnia pozostali, którzy mu pomagali i obserwowali mogli wykonywać pozostałe trzy belki szczytowe.   Mistrz zajął się wcięciem, on to siekierą a z uderzenia wcinał się w dwóch miejscach w materiał belki, po kolejnych cięciach najpierw ciął ostrzem wzdłuż włókien, rozszczepił materiał na powierzchni – mówiąc prosto: pociapał powierzchnię na tym odcinku na włókna.   

fot. 10, 11.  Widoki wcięcia w różnym oświetleniu.  10 - z lewej widoczne cięcia siekierą wzdłuż dla rozdrobnienia włókien drewna, aby te włókna poprzecinać i usunąć odłupkiem.  11 - widoczna cała ściana i zacięcia ślady obróbki odłupkiem lub nacinakiem.
Następnie zestrugiwał odłupkiem kolejne warstwy włókien drewna pomiędzy brzegami wcięcia.  Granice wcięcia wykonywał w odległości takiej samej jak grubość belki, aby zmieściło się tam wcięcie drugiej belki.  Wszystkie obrabiane powierzchnie wcięcia strugał (wyrównywał), aby na końcu wyszlifować je piaskowcem.  Następnego dnia wykonane były wcięcia w pozostałych belkach szczytowych.  Co było dalej, mogę się tylko domyślać, bo dowodów czyli pozostałych elementów brak.
Łupanie pnia i listew, ścinanie i struganie nadmiaru, powodowały szybkie zużycie  a nawet niszczenie narzędzi krzemiennych.  Potrzebne były ciągle nowe ostre odłupki, nacinaki, siekiery i kliny a ich wyrób odbywał się na miejscu.

Konstrukcja.

fot.12.  Żeby nie nadwyrężać wyobraźni Czytelników pokręciłem fotografiami.
We wcięciu z lewej na dole usadowiona była symetrycznie druga belka.  Fotografia ilustruje tylko wystający wierzchołek zadaszenia.  Ciągłości belek w materiale do ekspozycji brak.  Przedstawiony kąt skrzyżowania (w dół) jest kątem pochylenia (rozwarcia) połaci dachu (ok 75 st).  Wolny koniec belki, u góry z prawej wcale nie musiał być obrabiany prostopadle ale był - porządna ciesielska robota.
On to miał w głowie narysowany widok całej konstrukcji i każdy element z osobna.  On miał wizję dachu nad głową, szałasu, wiaty lub domu dla swojej rodziny.
I nie była to wizja pojedynczego osobnika.  To była potrzeba całej populacji po wynalezieniu ognia.  Tę konstrukcję wielokrotnie szkicował i modernizował na piachu.  Z tą wizją (potrzebą) żyło wiele pokoleń na całej Ziemi.  Ale tylko tu na Ziemi Niczyjej doszło do jej realizacji, bo to był wymóg cywilizacyjny.  Tu Cywilizacja osiągnęła odpowiedni i wystarczający poziom techniczny pozwalający na realizację projektu.  Tu nasz przodek przekroczył kolejny punkt krytyczny, uwolnił myśli kłębiące się w głowie, bo pozwalały na to warunki techniczne.


W eseju rozpatruję wersję zadaszenia najprostszą z możliwych.  Konstrukcję na bazie dwóch belek połączonych na wcięcie na obu końcach połaci dachowej.
Całą resztę połaci mógł rozwiązać za pomocą przeplecionych patyków pionowych i poziomych.  Dla patyków poziomych mógł wykonać płytkie wcięcia w belce, kąt prosty głęboki na grubość palca.  To tak dla pewności, aby utrzymać ciężar poszycia, aby patyki poziome nie zjechały po belce.  Używam słowa mógł, bo przecież mógł.

fot. 13. Tak miał narysowany fragment belki w głowie i na piachu.  Ale żeby wymiarować głębokość wcięcia (z lewej) musiał wykonać rzut prostokątny, widok od góry lub od dołu.  I co Wy na to?  W wykonaniu kąty proste wcale nie są dokładnie kątami prostymi, a płaszczyzny nie są wcale takie płaskie, to widać po narysowaniu linii pomocniczych.  Ale też taka dokładność wcale nie była mu potrzebna.
Wiedział jakiego materiału potrzebuje na poszczególne elementy konstrukcji i jak będzie je łączył.  Wiedział, choć nie studiował ze mną geometrii wykreślnej.  On to pierwszy powiedział – łatwiej kijek pocieniować, niż go później pogrubasić – bo wiedział, że element za krótki lub za cienki, to element stracony, to praca wykonana na próżno.  Wiedział, że wszystko, co robi, musi być na miarę choć miary nie miał ani nie znał.
Ale miał długość, szerokość i grubość przy sobie.  Miał długość, szerokość i grubość palca, dłoni, ręki, nogi a nawet całej sylwetki i potrafił te wymiary porównać, przymierzyć i zastosować.  Takich miar jak stopa, łokieć i inne części ciała wcale nie wymyślił Homo sapiens .
Wiele elementów (belek, słupów i listew) było powtarzalne w konstrukcji, pierwsze z wykonanych były wzorcami następnych do wykonania i to w określonych ilościach.  Żadnego elementu nie mogło zabraknąć, bo wiata rozlazła by się lub zawaliła.  Z tego samego powodu poszczególne elementy konstrukcji musiały mieć odpowiednie wymiary (grubość przekrojów) dla uzyskania odpowiedniej wytrzymałości.
W szczegółach konstrukcji występowały wcięcia dla połączenia, powiązania w tym miejscu elementów.  Te miejsca, połączenia dwóch belek na krzyż na wcięcie, było miejscem zwężenia przekrojów i miejscem szczególnie podatnym na naprężenia, narażonym na działanie sił i nacisków na zginanie (na złamanie). 
I na pewno nie obyło się bez katastrof, bez kolejnych prób i błędów.

Ale nie była to próżna robota, bo szałasy i wiaty jako zadaszenie dla rodziny, grupy i ogniska przyjęły się w swej konstrukcji na Ziemi Niczyjej.  Można ich szukać w okolicach Akacjowej Oazy i nad stawami pomiędzy górami.
Ale tych stawów już tam nie ma, wskażę je za doktorat z glacjologii.  Przecież mam temat;
- Jak lądolód przechodził przez góry?
Ja tę lekcję odrobiłem, bo w temacie zawarta jest odpowiedź na pytanie, skąd wzięło się tyle pozostałości po Homo erectusie?
Mnie wystarczał znachoriat ale, żeby reprezentować sprawy Homo erectusa w Świecie, jest mi potrzebny tytuł naukowy.  Wiem, że przez to stracę twarz pasjonata i prześmiewcy ale nasz przodek jest tego wart.  Muszę się też pogodzić z tym, że nie będę mógł dalej rapować o Homo erectusie.
A pieniądze?  Przecież pieniądze nie są biedakom do niczego potrzebne, amen.

Notacje Centrum.
Na trzy moje korespondencje do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP (od października) odpowiedzi brak.  Ani be, ani me, ani nic na temat mojego zdrowia (psychicznego).

Foto autor                                                      Roman Wysocki
04.01.2015 Bystrzyca Górna k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.