Węgiel organiczny –
spalanie. (2)
Jeśli
ktoś ma mózgoczaszkę wypełnioną węglem organicznym i to
płynnym, to mu się ulewa. Znaczy, że głowa pracuje na temat i
kręci się na wszystkie strony.
To i
ulało się.
Po
jesiennych pogodnych dniach nastały niże i ciśnienie atmosferyczne
spadło do 975-980 kpa. W tych warunkach rozpalenie ognia i
ogrzewanie pokoju stanęło pod znakiem zapytania. Przy i po
rozpaleniu dym walił na pomieszczenie i więcej ciepła straciłem
na wietrzenie niż zyskałem do nagrzania. Dym walił przy otwarciu
drzwiczek do dokładania do ognia i ciągnął się smugami, szparami
po ich zamknięciu. Szeroką smugą kopcił po ścianie pieca.
Specjalnie
i przezornie wybierałem kolejne a suche kawałki drewna. Musiałem
przebierać, aby wykluczyć mokre drewno. Bo mokre drewno w palenisku
(woda!) gotuje się zanim się zapali i dymu z parą wodną jest
jeszcze więcej.
Ale
zdawałem sobie sprawę, że wody z drewna nie da się wypędzić a
do końca.
Toteż
po rozpaleniu, przy kolejnych dokładkach, przy otwieraniu nie
zdziwiły mnie mokre drzwiczki od środka. Były takie same, jak
setki tysięcy razy przedtem.
fot. 1. Tak to mniej więcej wygląda a apetytu nie wzbudza. Zagarnięta łyżką porcja osadu z drzwiczek pieca.
Ale
jak ma się guza na wyobraźni a do tego głowę wypełnioną płynnym
węglem, to za którymś razem wziąłem łyżkę i uskrobałem na
czubek łyżki trochę tego, żeby tego spróbować – oczywiście,
że żartuję, bo sprawa okazała się bardzo poważna.
Na
czubku łyżki, na jej krawędzi nie zobaczyłem żadnej wody czy
innej cieczy węglowej. Zobaczyłem ciało stałe, zastygłe grudki
czegoś czarnego.
Już
domyślacie się, że to cząsteczki węgla w stanie stałym, jak
najbardziej. A że nie płynny, to dlatego, że łyżka była zimna i
płyn o podwyższonej temperaturze zastygł błyskawicznie w grudki.
Następnym razem nagrzeję łyżkę przed pobraniem, tak dla
pewności.
A nie
pisałem? W normalnych warunkach płynnego węgla złapać się nie
da choć jest jako żywo.
Ale
można go zobaczyć! Wystarczy nagrzać piec do czerwoności
wewnętrznych drzwiczek. Po otwarciu zobaczycie migocące mikro
kropelki płynnego węgla. To opary płynnego węgla zrosiły
powierzchnię o niższej temperaturze. Po otwarciu drzwiczek dostały
tlenu, zapalają się nieregularnie, migają błyskiem i gasną.
Jakby
tu przekonać Czytelników do tego, że prawdą jest, co piszę a
opisuję.
Jak
przekonać mojego stałego Czytelnika nazwaniem „Ciepłota”,
który twierdzi, że jestem ignorantem i powinienem siedzieć w
więzieniu, za to pisanie.
Ale czyta z uporem maniaka.
Ale czyta z uporem maniaka.
Panie
Ciepłota, ja wiem, że jestem prostakiem i ignorantem, wielokrotnie
przestrzegałem o tym Czytelników. Zastrzegałem przy tem, że
czytają mnie na własną odpowiedzialność.
Zatem,
kim Pan jest? Upierdliwym trollem bez twarzy ni nazwiska.
Internet
tak ma i bez tego się nie obędzie.
Chcąc
nie chcąc sięgnąłem po swoją broń ostateczna czyli po
mikroskop.
I w
kolejnych powiększeniach pobranej próbki znalazłem znane już Wam
obrazy zastygłej tłustej cieczy węglowej pospołu z grudkami
rudych, utlenionych, spalonych cząsteczek węgla organicznego.
Bo
zgarniałem krawędzią łyżki zarówno świeże jak i stare spalone
już warstwy węgla. W obrazie próbki materiały wymieszały się
ale da się je rozróżnić. Ten rudo-brązowy kolor erozji węgla na
powierzchniach znalezisk znacie już z obrazów spalonych porcji
mięsa i „meteorytów” na moich stronach.
fot. 2. Ok. x50 - powiększenie tego, co na fot.1 - wymieszany materiał pobranej próbki;
- czarne, to zastygły ciekły węgiel,
- rude plamy w tle, to utlenione, spalone cząsteczki węgla z poprzednich paleń w piecu.
fot. 3. Ok. x150 - w powiększeniu obraz zastygłego płynnego węgla na drzwiczkach pieca. Opary gazowego węgla zraszały chłodniejsza powierzchnię drzwiczek. Zbierały się w krople, cała powierzchnia "zmoczona" była płynnym węglem. Po otwarciu zastygały gwałtownie tworząc gładką "mokrą" powierzchnię.
- czarne, to zastygły ciekły węgiel,
- rude plamy w tle, to utlenione, spalone cząsteczki węgla z poprzednich paleń w piecu.
fot. 3. Ok. x150 - w powiększeniu obraz zastygłego płynnego węgla na drzwiczkach pieca. Opary gazowego węgla zraszały chłodniejsza powierzchnię drzwiczek. Zbierały się w krople, cała powierzchnia "zmoczona" była płynnym węglem. Po otwarciu zastygały gwałtownie tworząc gładką "mokrą" powierzchnię.
Przechodząc
do tytułu czyli do tematu wykładu, ciągu myślowego ignoranta, bo
czy to w ognisku, czy w palenisku powstaje potrzebna nam wysoka
temperatura.
A
ciecz węglowa, jak na ciecze przystało, ze wzrostem temperatury
zaczyna parować. Zarówno ciecz na powierzchni, jak i jej pary
spalają się w ogniu albo i nie.
Spalone
przydają temperatury a nie spalone opary węgla wędrują z dymem
przez piec aby ujść kominem. W piecu ze spalinami przebywają po
drodze jeszcze kilka komór o niższej temperaturze. W tych
temperaturach cząsteczki pary schładzają się gwałtownie aż do
fazy stałej, oddając przy tym ciepło ścianom pieca.
Produktem
tego schładzania par węglowych jest sadza. Czysty węgiel w stanie
stałym o najdrobniejszej granulacji, pył z atomów i cząsteczek
węgla. Osadzają się
one i
gromadzą w kolejnych komorach i w kominie a na ścianach.
Puk, puk do głów - sadza to nie jest węgiel bezpostaciowy, jak Wam wkładano do głowy w szkołach - to w większości mikro kryształy, mikro płytki grafitu.
Puk, puk do głów - sadza to nie jest węgiel bezpostaciowy, jak Wam wkładano do głowy w szkołach - to w większości mikro kryształy, mikro płytki grafitu.
Ale
jak wsadzicie rękę do komina, to pod warstwą sadzy wyczujecie
palcami gładką szklistą powierzchnię. To szlichta: skroplony i zastygły węgiel, który warstwami gromadzi się przez lata.
Bo
nie wszystkie opary płynnego węgla schłodziły się do ciała
stałego w sadzę. Część par przedostała się do komina z
gorącymi spalinami, z dymem i zrosiła, zwilżała płynnym węglem
ściany komina pokryte już świeżą sadzą. Po ostygnięciu
powstało szkliwo węglowe – kolejna warstwa sadzy związana
zastygłym ciekłym węglem.
Sadza,
szkliwo węglowe plus temperatura i tlen to mieszanina wybuchowa.
Ale
co ja tam będę Wam opowiadał, sami wiecie, wypadki chodzą po
ludziach.
Podsumowując
ten i poprzedni wykład muszę stwierdzić, ze rozpatrując
właściwości węgla organicznego trzeba brać pod uwagę wszystkie
jego stany skupienia – stały, ciekły i gazowy, bo są.
Co
było do udowodnienia.
Starożytni
uczeni stwierdzili, że w palenisku do wytopu żelaza, w temperaturze
ok. 800 st.C dwutlenek węgla rozkłada się na tlenek węgla i tlen.
Następnie uwolniony tlenek węgla spala się z dodatkowym tlenem
powodując dalszy wzrost temperatury do warunków potrzebnych do
wytopu żelaza – wymyślili perpetum mobile!
Następny
archaizm, który przetrwał w nauce przez tysiąc lat po dzień
dzisiejszy i jest powtarzany w następnych „dziełach naukowych”
przez kopistów. Nawet ja korzystałem z niego w swoich książkach,
do czasu. Uwierało mnie to od lat, bo przecież dwutlenek węgla
jest doskonałym środkiem gaśniczym!
Bo
jest inaczej niżby się zdawało.
Najpierw
węgiel spala się na tlenek, a dalej na dwutlenek węgla. Ze
wzrostem temperatury wzrasta aktywność chemiczna (wartościowość?)
węgla, nie na odwrót.
W
temperaturze owych 800 st.C – nie mierzyłem – może następować
spalanie węgla w postaci pary, w postaci gazowej czyli węgiel,
który odparował z drewna.
Uczonych
kolegów poproszę, aby wzięli to pod uwagę i skończyli z
mitologią, która z logicznym myśleniem nie ma nic wspólnego. Bo
to wiedza wyssana z palca.
Moja
się cieszyć i niechaj się stanie.
Bo
jeśli zamkniemy dopływ powietrza, zamkniemy drzwiczki pieca, węgiel
będzie się spalał w tlenek węgla a nie w dwutlenek. To grozi
zabójczym czadem.
Substancje smoliste.
Jak
uczeni nie wiedzą, co to jest to czarne, to piszą substancje
smoliste, w indolencji swojej a naukowej.
Oni to, tylko
sadzę, grafit i diament nazwali czystym węglem a wszystko inne
nazywają substancjami smolistymi. To takie słowo klucz –
wiadomo, że to węgiel ale nie wiadomo ile go jest. Wiadomo, o co
chodzi choć nikt tego nie badał, maskują swoją niewiedzę czyli
„ściema”.
Wspominałem
już, że nie będę zajmował się badaniem ile jest węgla w węglu
nawet gdybym chciał. Jestem na to za głupi i nie mam warunków do
tego. Nie za to mi płacą - czy ktoś mi w ogóle płaci???
Ale
jeśli czysty węgiel występuje w stanie stałym choćby w postaci
atomów, cząsteczek a nawet płytek i kryształów, to musiał z
czegoś zastygać lub krystalizować np. z płynu lub gazu (?). Nawet
diamenty same się nie rodzą, muszą krystalizować z rzadszej,
płynnej lub gazowej postaci(?). Bo taki jest przebieg, kolejność
zdarzeń fizyko-chemicznych w Naturze. Tak mi nakazuje logika prostaka.
Podsumowując,
w moim piecu w ciągu pół godziny od zapalenia zapałki następuje
powolny wzrost temperatury od kilkunastu do niemal tysiąca stopni C.
Wg
mojej wiedzy i książek można już pisać wykres stanów skupienia
węgla;
- temperatura pomieszczenia, stan stały,
- 270 st.C - zapłon pojedynczych cząsteczek, początek topnienia węgla w stanie stałym, wypływ płynnego węgla węgla na powierzchniach zewnętrznych,
- ok. 600 st.C – promieniowanie podczerwone, świecenie żaru ogniska, zapłon płynnego węgla w każdym kawałku drewna, gwałtowne parowanie płynnego węgla,
- ok. 800-900 st.C spalanie gazu węglowego (pary węglowej, oparów), temperatura końcowa spalin powstających w palenisku.
A
może się mylę?
Zatem
upraszam uczonych kolegów – termometry w garść!
Mierzta
co chceta! Zawińcie rękawy i przestańcie zawracać ludziom głowę tym czego nie wiecie - substancjami smolistymi. Rzekłem!
Przed
dwoma tygodniami w Świat poszła wieść;
- w
Jakucji znaleziono trzy egzemplarze diamentów z pustką w środku a
w tej pustce znajdują się pojedyncze mniejsze diamenty.
Jak
ma się do tego bajka o wielkich ciśnieniach i temperaturach przy
powstawaniu diamentów?
Bajki
to ja odkładam na bok, bo to kolejne zabobony i mistyfikacje na
użytek maluczkich.
A tak
na marginesie spytam Pana Ciepłotę; – czy zna on jakiś węgiel
inny niż węgiel organiczny?
Przecież
on zna się na wszystkim najlepiej - proszę się nad tym dobrze
zastanowić, aż po miliardy lat do spodu.
foto autor prof. s.
Roman Wysocki
10.11.2019 Bystrzyca
k.Wlenia
Prawa
autorskie zastrzeżone.