Translate

„Krzemień czekoladowy” – mistyfikacja naukowa.


Krzemień czekoladowy” – mistyfikacja naukowa.

Człowiekiem tzw. pierwotnym interesuję się od małości. Już jako dzieciak przeczytałem kiedyś, gdzieś, że krzemień czekoladowy ze „złóż kieleckich” zawędrował aż do Francji. Ponoć znaleziono go pod Paryżem. Ponoć przebadano i stwierdzono, że pochodził z Polski. Kto i co badał, nie jest mi wiadomo. Ale podejrzewam, że po prostu obejrzano i porównano wygląd z naszymi. Stąd i wyraz „ponoć” w moich wywodach.


fot. 1,2.  Widoki ogólne dużego klina lub siekiery odlewanego z tworzywa krzemiennego;
- powierzchnia wewnętrzna cięta i polerowana,
- powierzchnia zewnętrzna z rysunkiem wgłębnym.

Te znaleziska a właściwie ich kolor wyróżnił „krzemień czekoladowy” spośród innych krzemieni; czarnych, szarych i kolorowych. Wyróżnił, bo poza barwą nie różni się swoimi własnościami od pozostałych. Różni się jedynie wykonawstwem ale o tym uczeni nic nie wiedzą.
Stał się obiektem kultu archeologów, przedmiotem poszukiwań i tematem n-tej52-giej pracy doktorskiej. W Polsce, jak się nie ma o czym pisać, to robi się badania i doktoraty z „krzemienia czekoladowego” właśnie. Do tego trzeba jeszcze mieć stosunki w areopagu uczonych kolegów.

Pochodzenie sztucznych krzemieni opisuję na stronach, w książce;
Epoka Kamienia Lanego”;

Wśród nich wspominam o „krzemieniach czekoladowych” powstałych w czasie zbyt długiego gotowania, z przegotowania tłuszczu.
Można to zaobserwować w domu i nie jednemu to się przydarzyło. Podczas rozgrzewania tłuszczu na patelni i smażenia nie wolno dopuścić do tego, aby tłuszcz zaczął dymić. Dzieje się to na naszych oczach, tłuszcz zaczyna się spalać a dno patelni pokrywa się czarnym nalotem. To cząsteczki węgla z rozerwanych łańcuchów węglowych. Tłuszcz zmienia barwę na jasno i ciemno brązową nadając potrawie paskudny smak.

Podobnie działo się z tłuszczem gotowanym w formach glinianych, w zalepieniu glinianym. Podczas wzrostu temperatury cząsteczki tłuszczu przenikały przez ścianki formy i paliły się na zewnątrz. Dopóki z form w ognisku unosił się z jasny dym (para wodna) można było gotować dalej. Podczas wrzenia tłuszczu następowało przenikanie gorącego tłuszczu przez ściany formy, zwiększone wydzielanie dymu i zmiana jego koloru na ciemny, i wreszcie forma kopciła czarnym dymem na całej powierzchni zewnętrznej formy. Dochodziło nawet do pęknięcia lub rozerwania formy. Do tego nie można było dopuścić, to groziło wypadkiem i poparzeniem obecnych.
Przetrzymywanie formy w ognisku skutkowało odparowaniem wody, wydostawaniem się tłuszczu przez pory i jego spalaniem na zewnątrz czarnymi kłębami dymu.
W środku znajdowała się wrząca zawartość tłuszczu, który w tej fazie zaczynał stopniowo a z czasem, zmieniać kolor na żółty i ciemnieć aż do ciemnego brązu, i to akurat widać w „krzemieniu czekoladowym”.

Ale w wyniku, w wyrobie sztucznego krzemienia w niczym to nie przeszkadzało. Szczególnie, gdy wyrobem końcowym miła być bryła sztucznego krzemienia do łupania na ostrza (odłupki i siekiery). Przepalone tłuszcze nadawały się też na odlewy narzędzi ciężkich (pięściaków i radeł).
A, jak wiecie już ze stron tej książki, duże bryły sztucznego krzemienia były towarem handlowym. To i nic dziwnego, że powędrował w świat, choćby do Francji.

Tyle tylko, że nowożytni uczeni traktują go jako minerał.
Myślę, że jak szuka się (bada) materiał jako minerał, to wynik będzie oczywisty. Trzeba zatem zacząć badać te „krzemienie” na obecność węgla a nie krzemionki i wszystko się wyjaśni. Od początku swych badań obaliłem wiele uczonych mitów i mistyfikacji, zaufania do uczonych nie mam za grosz.
Nazwanie tego typu znalezisk „krzemienia czekoladowego” nie odnosi się wcale do wszystkich krzemieni ujawnionych na stanowiskach archeologicznych, stanowi zaledwie kilka procent tych znalezisk. Statystycznie dotyczy to także znalezisk w Orońsku.
Ukłon i gratulacje dla szefowej projektu Orońsko Flint Mines Project.

I te nieliczne kolorowe sztuczne krzemienie opisywałem w wykładzie;
Kolorowe krzemienie”;

W skałach osadowych wapiennych i kredowych występują skupiska krzemionki i krzemieni naturalnych. Czy są czekoladowe – nie wiem, nie dotarłem to i nie stwierdziłem. Ten jest jak najbardziej produktem z krzemionki, krystalizację i pochodzenie krzemionki (wulkaniczne i w osadach skalnych) opisuję na stronie;
Skamieniałości kwarcowe”.

W odróżnieniu od minerałów, sztuczny krzemień zalega na powierzchni lub w gruncie. Nie występuje w skałach ani złożach więc skąd on się wziął?

fot. 3.  Szczegóły wnętrza, przekroju - rozkład i skupiska naprężeń, zniszczenia;
- strzałki u góry obrazu to pęknięcia od zewnątrz wgłąb masy kamienia, znane wszystkim, bo od uderzeń, pobijania narzędzia,
- strzałki poniżej wskazują na pęknięcia w środku masy na skutek zgromadzenia naprężeń od uderzeń narzędzia. Widok to nie spotykany, ponadto w zaznaczonym obszarze, na pęknięciu widoczne zniszczenie w środku bryły, pokruszoną strukturę materiału (w środku!)  

fot. 4.  Zbliżenie zaznaczonego obszaru;
- na krawędzi pęknięcia, zdruzgotane cząsteczki materiału i mikropęknięcia w różnych kierunkach,
- w centrum obrazu widoczne duże punkty, puste jądra komórkowe ugotowanej tkanki organicznej.
- w całym obrazie widoczne rozrzucone na powierzchni przekroju białe cząsteczki utlenionego mocznika, zasłaniają obraz wnętrza.

W ostatnich zakupach dopadłem „krzemień czekoladowy” – fragment większej całości ale „cudo”, moja się cieszyć (nie widać?).
Odwiedziłem znajomego szlifierza, buszowałem po pojemnikach i półkach aż znalazłem i szczęka mi opadła, coś pięknego.
Szlifierz Pan Zdzicho twierdził, że to chalcedon, że pytał fachowców. A ci, jak już pisałem – jak nie wiedzą z czym mają do czynienia, to nazywają to „chalcedonem”. A tu chalcedonu czy innej krzemionki ani grama.
Od razu rozpoznałem powierzchnię zewnętrzną tworzywa odlewanego w formie otwartej, zobaczyłem skamieniały czysty utwardzacz (mocznik) zagarniany listwą (krawędzią drzazgi drewnianej) na powierzchni formy, pochylonej, dodam.
Wykonawca tej porcji tworzywa zalał formę do gotowania minimalną ilością utwardzacza. Zawartość po wymieszaniu zaraz wylał do otwartej formy odlewniczej z pochylonym dnem. Chciał odlać duży płaski klin (siekierę?) i co chciał otrzymał. Większą porcją utwardzacza zalał tworzywo na otwartej dostępnej powierzchni. Następnie zagarniał krawędzią drzazgi stygnącą masę zalaną mocznikiem dla uzyskania odpowiedniego a pożądanego kąta klina w wyrobie. Tworzywo stygło na powierzchni momentalnie, jak wiecie tworzywo szybko stygło i gęstniało na otwartej powierzchni – robota paliła się w rękach, musiał szybkimi ruchami zagarniać tworzywo z nadmiarem utwardzacza.

fot. 5.  Widok powierzchni zewnętrznej nadlanej, wyrównanej i rytej (rysowanej) z nadmiarem utwardzacza w masie tworzywa i na zewnątrz.

W tej fazie wiązania bryły na tej powierzchni wykonał patykiem dziwny rysunek. Pozostała po tych czynnościach nierówna powierzchnia pokryta fałdami tworzywa zmieszanego z dolewką mocznika.
Biała powierzchnia i widoczne fałdy to nie osad skalny, to tworzywo z nadmiarem utwardzacza i czysty utwardzacz, skamieniały w wykonanych zagłębieniach wraz z masą tworzywa po zastygnięciu. Myślałem już, że spaprał robotę tym rysunkiem ale podczas fotografowania powierzchni pod kątem na powierzchni ujawniły się wypukłości pomiędzy liniami i kratą rysunku. To dla pewnego utrzymania narzędzia w palcach podczas silnych uderzeń. My też to robimy, powierzchnie chwytowe narzędzi karbujemy na swoje sposoby.

fot. 6.  Powierzchnia boczna klina strugana odłupkiem w gorącej masie tworzywa. Z lewej i na następnym zdjęciu powierzchnia do pobijania, do uderzeń. Wykonana w odlewie (z odlewu).

fot. 7.  j/w.

Dlaczego sądzę, że to był klin siekiery lub innego narzędzia?
Dlatego, że znam filozofię cięcia kamieni.
Jeśli szlifierz lub klient nie mają punktu zaczepienia, tną kamienie po największym przekroju. Żeby wydobyć jak najwięcej urody kamienia, niech się dzieje, co będzie, to będzie (wyjdzie).
Tu szlifierz zdecydował się na odcięcie plastra grubości 1-1,5 cm grubości, jedną ze ścian bocznych klina.
Tę filozofię cięcia widać wyraźnie na ślimakach jednotarczowych. Wszystkie cięte są po największym wymiarze w płaszczyźnie symetrii obłej, eliptycznej bryły. I można to zobaczyć na stronach blogu „Skamieniałości kwarcowe”, dzięki temu przekroje ilustrują te same skamieniałe organy wewnętrzne w tych samych ułożeniach. W tych położeniach skamieniałości są w środku powtarzalne, zmienne jest natomiast stężenie krzemionki a każdy obraz wnętrza – przepiękny i niepowtarzalny.

Opisywany artefakt to klin, który w najszerszym miejscu zakończony jest powierzchnią prostopadłą do osi klina. Nie jest ona częścią chwytową pięściaka, ergonomiczną, kształtem dopasowaną do dłoni, tak jak opisywałem w wielu przykładach. Jest obciętym obuchem do pobijania drewnianym klockiem lub pobijania kamieniem przez deskę lub klocek.
Ta powierzchnia jest formowana, strugana odłupkiem raz przy razie, podczas zastygania gorącej jeszcze masy czyli jeszcze w fazie galarety. Ale jest też druga powierzchnia pobijania, ta długa prostokątna z odlewu, gdzie zatem jest krawędź tnąca?

To istny klin do darcia drzewa!
Tu znów muszę zboczyć i wyjaśnić współczesnym, że Homo sapiens w czasach prehistorycznych i we Wczesnym Średniowieczu robił deski i belki przez darcie pni drzew za pomocą klinów. Kolejnymi klinami wbijanymi z obu stron rozrywano, rozszczepiano pień. To było darcie drzewa na drzazgi, deski lub belki – oddzielanie kolejnych warstw włókien drewna.

Nabyłem zatem duży fragment klina wykonanego z doskonałego tworzywa; z lekko przepalonego tłuszczu, z odrobiną włókien mięśni (ciemnoczerwony odcień masy), zalanego minimalną ilością mocznika, dobrze rozmieszanego bez smug.
Istny „krzemień czekoladowy” odlany w narzędziu z tworzywa krzemiennego.
Pod światło plaster prześwieca na ciemno czerwono ale na środku przekroju, na środku ciętej przed kilku miesiącami płaszczyzny pojawiają się punkty białego mętnego nalotu.

Cóż to, ach cóż to? – nikt nie pyta.
To utwardzacz, jego cząsteczki erodują na powierzchni świeżego przekroju, na otwartym wnętrzu, reagują, utleniają się w kontakcie z powietrzem niemal na naszych oczach.
Bo, jak już wiecie, sztuczny krzemień wieczny nie jest, jak jaka krzemionka. W doskonałości swojej ma wady, o których pisałem w „Epoce Kamienia Lanego”.
Zatem trzeba mi postawić go przed okularem mikroskopu i oglądnąć sieć przestrzenną wiązań, konstrukcję wiązań cząsteczek węgla z utwardzaczem, pisałem o tym ale pokazać nie mogłem.
Teraz mogę, to i pokażę skoro uczonym nie chce się tam zaglądnąć.

To narzędzie jest odpowiedzią na pytanie czające się przy pisaniu/czytaniu cyklu esejów o budowie zadaszenia i wyrobie drewnianych narzędzi rolniczych – jak pozyskiwał belki, deski i listwy z pnia drzewa? Bo, że obrabiał elementy siekierami i odłupkami z krzemienia, pokazywałem na zdjęciach ślad za śladem w cyklu „Dach nad głową”, 3 odc.


Fot. 8, 9.  Widok dwustronnego dłuta do drewna ustawionego do światła końcami;
- z zaokrąglonymi krawędziami tnącymi,
- z prostymi a pod kątem rozwarcia krawędziami tnącymi.

Przykładem innego narzędzia z odlewanego krzemienia jest dłuto dwustronne wycinane odłupkiem z gorącej masy (galarety). To narzędzie zadziwiło mnie i Was zadziwi.
Wykonawca wbił odłupek pod obmyślonym kątem w bryłę gorącego tworzywa obranego z formy glinianej. Wszedł odłupkiem pod powierzchnię po łuku i ciągnął narzędziem po prostej. Po kilku centymetrach zatrzymał się i wyjął narzędzie z masy. Następnie wykonał identyczne nacięcie symetrycznie po drugiej stronie ale wbił odłupek pod przeciwnym kątem. Wykonał identyczne nacięcie z łukiem i równolegle po prostej, jak poprzednio, przerwał cięcie na wysokości poprzedniego cięcia.
Teraz naciął materiał, też pod kątem w odległości kilku mm od końców poprzednich cięć ale nieco w poprzek do powstałych nacięć. Tym sposobem wyciął z materiału jęzor, który podważył odłupkiem koniec jęzora i odciągał materiał (pas galarety!). Ale odciągając musiał urwać materiał, bo nie dociął poprzecznie do końców poprzednich długich cięć. W artefakcie widoczny jest karb urwanego materiału wyrównanego zaraz odłupkiem. Po tym ułożył wyrób na równym, żeby zastygł w kamień.
Mnie zadziwia, że wykonawca nie widział ostrza odłupka w materiale i wykonanych w nim cięć pod ostrym kątem. Nie widział przecięć w materiale ale wiedział, że mają na siebie nachodzić. Wykonywał na ślepo przecinanie płaszczyzn, miał wyobraźnię przestrzenną.

On miał wyobrażenie tego co robił, on to sobie wymyślił.

fot. 10.  Widok powierzchni zewnętrznej z drugiej strony, część chwytowa z odlewu. Na górnej krawędzi bocznej widoczna grupa drobnych ubytków wskazująca na użycie do strugania.

fot. 11.  W zbliżeniu, w zaznaczonym obszarze widoczne kompletne zniszczenie części roboczej, ubytek wierzchołka przecinających się krawędzi.

Narzędzie stosował, jako dłuto do strugania drewna, wcięć ostrych i półokrągłych, po wykruszeniu narzędzia używał co innych celów – widoczne są dwie grupy ubytków na krawędziach bocznych na powierzchniach z odlewu. Tę powierzchnię zewnętrzną wykorzystał jako rękojeść dłuta, jest obła i pasuje do dłoni.
W tym przykładzie użyłem znaleziska z „krzemienia niekoniecznie czekoladowego” ale na pewno odlewanego.

foto autor                                                       prof. s. Roman Wysocki
20.03.2019 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.