Translate

NACZYNIA czyli, jak Homo erectus garnki lepił?



NACZYNIA czyli, jak Homo erectus garnki lepił.
Trudno mi wracać do pisania o naszym przodku. 

fot. 1, 2. Pajda chleba kukurydzianego, gruboziarnistego, wysokiego wypieku upieczona w otwartej formie glinianej. Opisałem przed laty ale nie zdradziłem nikomu, że chleb był pieczony w formie w piecu. Spód i boki upieczone w formie otwartego graniastosłupa, to widać. Góra wyrośnięta, to też widać na zdjęciach. Chleb.

Piszę wracać, bo to co nieuchronne dopadło mnie do reszty. Zdrowie nie pozwala mi na chodzenie całymi dniami po polach, schylanie się po kamienie a nade wszystko na dźwiganie tych kamieni do domu. Wózek też nie zdaje egzaminu, bo nie można z każdym kamieniem chodzić do wózka, trzeba ich nazbierać całą torbę i wyładowywać, a więc też trzeba się nadźwigać.
Zażywam garściami suplementy ale widać, że one tylko pogłębiają upadek na zdrowiu, gdyby działały, fruwał bym po polach.
W zastępstwie chodzę z plecakiem a w nim aparat fotograficzny. Robię to w nadziei na znalezienie szczątków naszego przodka, w naiwności swojej. Ale robię to po górach i lasach a nie na polach. W najskrytszych ostępach Trzeciorzędu, bo są. Są tam też pozostałości po naszych przodkach z Neolitu aż po koniec Słowian. Wynajduję Święte Gaje i inne elementy infrastruktury obrządków słowiańskich.
To, co już znalazłem opisałem w książce „U Źródeł”;
I powiem Wam, że już boję się wyjść do lasu, w góry czy nawet na grzyby. Co będzie, jak znowu coś wynajdę, tylko kłopoty będą z tego. To już wiecie z „Rezerwatu – Żelazne Skały”.

Jednak zarówno w Rezerwacie jak i w innych miejscach bacznie rozglądam się za kamieniami. W większości są powtarzalne, to znaczy, że są materiałem porównawczym do tego, co już opisałem. Są kolejną porcją mięsa dojrzewającego, gotowanego w formie, kolejnymi plackami lub wypiekami – te pozostawiam na miejscu.

Ale są pojedyncze znaleziska, które zabieram ze sobą. Potwierdzają moje dotychczasowe spostrzeżenia ale wyobracają wiedzę uczonych.
Takim przypadkiem jest bardzo duża porcja tłuszczu przetapiana w komorze grzewczej, czyli cienko obsmarowana gliną.
Geolodzy żyją w prostym Świecie ilustrowanych atlasów skał i minerałów.
Tam czarny krzemień jest krzemieniem, szaro biały z warstwami, jest pasiasty, biały jest białym krzemieniem a jasno brązowy jest rogowcem.
Na ich obrazkach nie ma czarnych krzemieni z białym krzemieniem w środku.


fot. 3 - 5. Widoki znaleziska.
Tłuszcz ma to do siebie, że organizmy odkładają go w stosownych miejscach, są to magazyny energii na gorsze czasy. Także dla Homo erectusa, do wykorzystania w przetworach spożywczych.
Nasz przodek zalepiał porcje tłuszczu w formach glinianych, wrzucał do ogniska i tam w formie, w wysokiej temperaturze, w wysokim ciśnieniu w środku tłuszcz przetapiał się na wskroś, w całości i nie było problemu. Bo kiedy forma przestawała się kopcić (dymić), należało szybko wyjąć ją z ogniska.
Inaczej rzecz się miała z tłuszczem oblepionym mokrą gliną i wstawionym do komory na płycie grzewczej. Małe porcje tłuszczu, do wielkości pięści przetapiały się bez problemu w temperaturze 200-300 st.C. Ale z większymi porcjami był problem z przetopieniem w całości.
Taki przykład problematycznej porcji tłuszczu znalazłem w Rezerwacie.
Jest to fragment dużo większej porcji wielkości dwóch lub trzech pięści, rozłupanej przez lądolód. Dzięki temu ujawniony jest środek porcji i nie przetopiony tłuszcz, dokładnie widoczne są warstwy surowego tłuszczu, pozwolę sobie nawet na określenie, że słoniny, bo tak ułożone są warstwy tłuszczu w słoninie. A, że moje prognozowane 300 tys. lat minęło, to zarówno przetopiony tłuszcz skamieniał w czarny krzemień, skamieniała też słonina, bo to też tłuszcz i za krzemionką przepada.
W czarnym krzemieniu znalazł się biały krzemień i daleko znalezisku do atlasów.

To jedno zagadnienie wynikające ze znaleziska ale jest też drugie, znacznie ważniejsze,  bo technologiczne. Czyli, co osobnik Homo erectus miał na myśli oblepiając tak dużą porcję – o tym ostrzegałem go w jednym z ostatnich esejów.
Mokra glina nie trzyma się powierzchni zewnętrznych porcji tłuszczu. Chyba, że ją rozrzedzimy, posmarujemy i odstawimy do wyschnięcia. To będzie podkład do następnych cienkich i mokrych warstw. O tym pisałem ale dowody przedstawiałem jako cienkie warstwy przez zamoczenie w rzadkiej glinie.
Ten przypadek jednak wyraźnie pokazuje cienką warstwę gliny z nałożoną na nią drugą warstwą znacznie grubszą i gęstszą, rozmazywaną dłonią. Na powierzchni gliny widoczne są ślady rozmazywania palcami.

fot. 6. Zbliżenie, kolejność oblepiania rzadką i gęstą gliną.

W moim rozumieniu jego rozumowania jest jego metoda pokrywania tej jakże dużej porcji tłuszczu mokrą gliną.
- najpierw od góry nałożył, rozmazał pierwszą warstwę gliny. Teraz odczekał do wyschnięcia, porcji nie dotykał,
- po wyschnięciu tej warstwy nałożył drugą gęstszą warstwę gliny. Znowu odczekał do wyschnięcia,
- wyschnięty fragment formy – doniczki – obrócił wraz z zawartością i wysmarował gliną to, co miał pod spodem czyli nie pokryty gliną tłuszcz.
Wyszła mu z tego porcja tłuszczu umieszczonego w formie w kształcie doniczki lub głębokiej miski. Pozostałość porcji wystającą na wierzchu NACZYNIA(!) też pokrył cienko gliną, żeby przetopiony tłuszcz pozostawał w formie, nie rozlewał się po płycie, po przetopieniu.
W tej pozycji, w sztywnym i wytrzymałym NACZYNIU(!) wstawił porcję do  komory grzewczej.
A na początku tej książki żartowałem sobie z Czytelników; Jak Homo erectus garnki lepił? Już wiecie ale wtedy nie mogłem zapodać inaczej.
W tym przypadku musiałem zrobić fikołka myślowego, myśleć jak on czyli na odwrót.
Bo współcześnie myślimy o naczyniu, włożeniu porcji do naczynia i gotowaniu, pieczeniu lub przetapianiu. On zrobił na odwrót, zrobił naczynie na porcji, odwrócił i wstawił do pieca w naczyniu.
Tylko czy uczony Świat stanie na głowie?

fot. 7. Zbliżenie do wykresu temperatur, w białym rdzeniu, ubytek surowej słoniny - płyta grzewcza miała zbyt niską temperaturę.
Jak widzicie w przełomie najwięcej tłuszczu przetopiło się od góry i po bokach czyli w strumieniu spalin w komorze grzewczej. W części objętej naczyniem temperatury były niższe, tam w środku pozostał rdzeń nie przetopionego tłuszczu a z uwarstwienia widzę, że to nie przetopiona i skamieniała słonina.
Sam przełom, tak wyraźnie pokazuje rozkład temperatur w czasie przetapiania porcji, że można go uznać za wykres. Rozchylone końce wykresu pasują  dokładnie do krawędzi zalepienia, różnicy temperatur, gwałtownego spadku temperatury.
Opisując komorę grzewczą zwracałem uwagę czytelników na rozkład temperatury w środku pieca. Trafnie oceniałem, że płyta grzewcza może być nagrzana do różnych temperatur ale największe znaczenie ma (daje największą  temperaturę) przepływ spalin pod powałą komory.

W końcu wymyśliłem komorę do pieczenia wysokich wypieków, bo takie przetwory roślinne znajdowałem.
Znalazłem więc nie tylko wysoki wypiek kukurydziany z tłuszczem, gruboziarnisty chleb ale na dodatek wypieczony w NACZYNIU(!).
Znalezisko pochodziło także z Rezerwatu ale stało przed monitorem przez pół roku. Dopiero odwrócone myślenie naszego przodka pomogło mi rozwiązać kolejną zagadkę.


fot. 8-10. Fragment naczynia otwartego z chlebem w środku. Widok narożnika na wprost, z prawej i z lewej. Widoczne plastry cienkiej gliny układane i doklejane do ciasta.

Analogicznie do porcji tłuszczu opisanej powyżej nasz przodek najpierw wylepił i uformował porcję chleba do wypieku. Porcję w kształcie ostrosłupa ściętego, kwadratową niską pryzmę. Następnie zaczął oblepiać ją cienkimi 3-4 mmm. plastrami wyrobionej gliny, po wysuszeniu odwrócił i wstawił do komory grzewczej.

fot. 11. Zbliżenie w centrum obrazu - tłuszcz wytopiony z ciasta gotował się w formie i na obrzeżach formy. Kto piekł, ten wie.

Odwrócił ulepione na cieście NACZYNIE (!) wraz z zawartością,  zaznaczam. Odwróconej porcji nie zalepiał gliną, wstawił do pieca otwartą formę z porcją ciasta. W czasie wypieku nastąpił wzrost masy ciasta i w wyniku procesu wypiekania, wyrób jest o ok. ¾ wyższy od wylepianego placka (ostrosłupa).
Wyrobione i ulepione ciasto chlebowe było rdzeniem do wylepienia formy z gliny a ta naczyniem do pieczenia chleba.
Zastanawiam się, czy jeszcze ktoś rozumie o czym ja piszę. Jeśli nie, to wystarczy stanąć na głowie i wszystko będzie jasne.

fot. 12. Widok przełomu;
1 - ciasto kukurydziane, grubo mielone (tłuczone),
2 - tłuszcz spływał, gromadził się w naczyniu a nie wypływał na płytę grzewczą, zakalec?,
3 - przełom ścianki glinianej naczynia.

Przypuszczam (w 130-tym eseju pierwszy raz coś przypuszczam), że chleb zapiekł się w formie, i żeby go wyjąć trzeba było formę rozbić albo forma pękła podczas pieczenia. Widoczny przełom powstał dopiero po skamienieniu całości, ubytek współczesny.
To i zostało, to co zostało.

Obydwa znaleziska pochodzą z pod Mokrych Skał u Źródeł, to ofiary składane bogom i żywiołom – tu Wody. I obydwa niepełnowartościowe, wręcz nieudane – czyżby nasz przodek oszukiwał Siły Wyższe? Pośród ofiar złożonych pod skałami znajdowałem w większości porcje surowego mięsa, trochę „dojrzewającego” a nawet spalone w formie.
Co ja mam teraz myśleć o naszym przodku? Może była to tylko symbolika, zwyczajowy gest.
Przed Żywiołami mu się upiekło, przede mną nie.

Lata temu zalazłem pajdę chleba kukurydzianego, wysokiego wypieku. Wnioskowałem piec i wynalazłem na polach płytę i komorę grzewczą. Nie mogłem wtedy napisać, że chleb był pieczony w formie otwartej ulepionej z wyrobionej gliny. Nie miałem pewności, czy znajdę chociaż kawałek na dowód – znalazłem. Podobnie z tłuszczem przetapianym w naczyniu ulepionym z gliny na porcji. To były technologie potrzebne Homo erectusowi. Myślał o nich, robił doświadczenia a pozytywne wyniki stosował w życiu codziennym. Myślał pozytywnie.

Ten artykuł dedykuję uczonym drepcącym w miejscu, kwestionującym wszystko i wszystkich - myślał on albo i nie myślał, był prawo czy lewo ręczny i temu podobne bzdety uniwersyteckie. Życzę im dalszych sukcesów w naukowej nudzie.

foto autor.                                  s. hab. Roman Wysocki
28.08.2016 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.