Żelazo rodzime.
Przypomnienie;
„Program Ogień”, to program mający na celu rozwój
turystyki w regionie – wskazuje miejsca widokowe i obiekty „Tereny łowieckie i
siedliska Homo erectusa”, jak się okazuje, także człowieka współczesnego
z okresu Neolitu i naszych dziejów słowiańskich. Robię to od lat dla wiadomości
Czytelników i władz, do zagospodarowania i udostępnienia turystom, i od lat bezskutecznie.
fot. 1. Wielki wypływ kurtyną wodną. Dwie warstwy na dole i na górze, była przerwa w dostawie wody - długa.
Żelazo rodzime.
Zacznę chyba od wyjaśnienia, że żelazo rodzime jest minerałem
bardzo rzadko występującym w przyrodzie a jego znaleziska są rzadsze od złota. Jest czystym (czystym
chemicznie) żelazem zgromadzonym w różnych formacjach skalnych. Z tego powodu
jego cena w dużych ilościach jest zbliżona do ceny srebra a wyjątkowe okazy
skupień osiągają ceny większe od ceny złota. Stąd też wielkie znaczenie
kolekcjonerskie a zastosowania znajduje głównie w nauce, w pracach badawczych.
Czy to brzmi zachęcająco? Proszę bardzo, oto kolejny - sto
dwudziesty a może nawet sto trzydziesty, kto by to zliczył - esej o Homo
erectusie.
fot. 2, 3, 4. Duży zbiornik w całości i w zbliżeniach.
Okolice Mokrych Skał penetruję od ponad pół roku, odkrywam stanowiska Homo erectusa i człowieka współczesnego w Neolicie aż po Wczesne Średniowiecze.
Nie moja to wina, że w prehistorii czuję się dobrze, lepiej
od uczonych.
O tym terenie myślałem przez dziesięć lat i wiedziałem czego
mogę się spodziewać i gdzie tego szukać. Skutkuje to kolejnymi odkryciami i
zawracaniem głowy urzędów z UNESCO włącznie. Jestem wszędzie znany jako „ten
idiota, który wynalazł sobie Homo erectusa”.
Oczywiście, że żyję w kraju, w którym obywatel ma obowiązek
zgłaszać znaleziska, nie wiadomo po co (?), bo i tak nikogo to nie interesuje,
i nikt nie fatyguje się, aby na zgłoszenia odpowiadać. Obywatel i prawo jest
dla Państwa a nie odwrotnie. Tylko, dlaczego miałbym tracić zdrowie i życie na
bieganie po urzędach, w których moje odkrycia nikogo nie interesują.
Zatem przyszło na Was złe i to Wam muszę o tym opowiedzieć,
nie mam innego wyjścia. Bo cały ten teren powinien znaleźć się pod ochroną
archeologiczną, geologiczną i przyrodniczą, i akurat Wam nie potrzeba tego
tłumaczyć.
fot. 5, 6. Orurowanie w kamieniu. Duża rura z boku a w ujęciu na wprost mniejsza na powierzchni ściany.
W poprzednim odcinku informowałem Was a nie urzędy o
rozkopanym podłożu u stóp Mokrych Skał. Mogłem i przypuszczałem, że te miejsca
zamieszkiwał nasz przodek. Mogłem, bo znajdowałem w rozkopanej ziemi wyroby
mięsne i roślinne z przed 400 i więcej tysięcy lat.
Jednakowoż w kolejnej wyprawie znalazłem powody
wystarczające do tego, by nasz przodek trzymał się od nich z daleka. Znalazłem
też przyczynę rozkopywania gruntu przez eksploratorów.
Takie pasmo wzniesień z obfitymi źródłami wody na samej
górze, to nic innego, jak naturalny piorunochron. Takie pasmo górskie działa na
chmury jak grzebień i wyczesuje z nich ładunki elektryczne czyli wyładowania,
znaczy pioruny. W czasie kilku wycieczek zdarzało mi się trafić na opady
deszczu, modliłem się wtedy do swojego boga, żeby nie nadeszła burza. Bo ani na
górze, ani na dole, na szosie, nie czułem się bezpieczny od piorunów a nie
lubię robić za piorunochron.
Nasz przodek też tego nie lubił i zapewne w deszczu unikał
pobytu w tym miejscu. A więc zamieszkiwał na stałe w okolicy a ze źródeł
korzystał tylko w sprzyjających warunkach atmosferycznych.
fot. 7, 8. Skupienie żelaza na skale po wypływie. Atomy przyciągały się uwolnione ze strumienia wody, prawdopodobnie działał magnetyzm.
W trakcie kolejnych książek o naszym przodku wspominałem, że pozyskanie i przetworzenie żywności, było głównym zajęciem Homo erectusa. To był zarówno warunek przetrwania gatunku, jak i największa wartość materialna w wyrobie.
Z obserwacji, na wyciągnięcie ręki, nasz miejscowy przodek
miał do czynienia ze zjawiskiem fizycznym jednym z najgroźniejszych w
przyrodzie, najniebezpieczniejszym ale i najczęstszym w jego życiu. Ze
zjawiskiem nieprzewidywalnym o ogromnej mocy.
fot. 9. Przy tym zdjęciu widziałem tylko ofiarę złożoną we wnęce. Dopiero po wywołaniu, na odbitce zobaczyłem blachy pod skałą. Wtedy jeszcze o nich nie wiedziałem.
Nic dziwnego więc, że odgarniając suche liście pod jedną ze
skał, we wnęce, znalazłem dwie porcje skamieniałego mięsa. Nasz przodek
przyszedł tam po wodę lub, aby ugasić pragnienie. W podzięce za wodę i tak na
wszelki wypadek, żeby go co nie trafiło, aby skała nie poraziła go piorunem oddał skale to, co miał
najcenniejsze, podzielił się z nią
posiłkiem.
Bo ta skała, choć nie krzemień, potrafiła krzesać ogień,
potrafiła nawet zabić w oka mgnieniu. Była w niej woda, której potrzebował i moc
piorunów, uczyła pokory i poddaństwa. Był od niej uzależniony i był jej
poddany.
Te skały miały bezpośredni kontakt z jego „KRZEMIENNYM
NIEBEM”, artykuł z przed lat, kto czytał, ten wie. Nasz przodek miał swoją
mitologię, bo ją praktykował a gromy spadały na jego skały właśnie z
Krzemiennego Nieba.
Stąd też duża ilość gotowych przetworów spożywczych w
rozkopanej ziemi pod skałami, nie związana z zamieszkiwaniem tylko ze
składaniem ofiar.
W miejscach zamieszkiwania, w obozowiskach znajdowałem
odłamki krzemieni, glinę surową, wyrobioną w placki i wyprażoną w ognisku
podczas gotowania mięsa w formie. Tu nie znajduje nic poza gotowymi wyrobami
mięsa surowego, „dojrzałego” w glinie, gotowanego w formie glinianej oraz
wypieków roślinnych. Tylko wyroby gotowe czyli przyniesione a nie zrobione na
miejscu.
fot. 10, 11. Kolejne wystąpienia. W górnym otwarty zbiornik - przepiękny eksponat muzealny. W dolnym osad żelaza spływającego z wodą po skale.
Słowo KULT, którego używałem od początku tego cyklu esejów
okazało się kultem w całym rozumieniu tego słowa. Z siłą nadprzyrodzoną i
ofiarą, z wielką nieznaną mocą, z należnym jej uwielbieniem, i z daniną, rytuałem
ofiarnym. I dotyczył wyłącznie Homo erectusa.
Po Zlodowaceniach człowiek Neolitu i jego następcy miał do
czynienia z niewielkim wypływem wody (brak zaopatrzenia w wodę), kultywował tu wodę
na swój sposób aż po czas chrystianizacji – w pisaniu książka „U Źródeł”. Co
więcej, wody ubywało a obrządków przybywało, he, he…
fot. 12, 13. Następne przykłady wystąpień. W górnym bloki skalne obłożone w szczelinach blachami, że wszystkich szczelin płynęła woda.
Żelazne Skały.
A na domiar tego złego.
W okolicy znalazłem kilka skał, do których woda doprowadzona
była metalowymi a dokładniej żelaznymi rurami.
Kilkadziesiąt metrów pod powierzchnią ziemi znajduje się
warstwa (złoże?) czystego żelaza lub bryła (meteoryt żelazny, który upadł był
na dno morza przed milionami lat?). Woda pompowana do góry wypłukiwała, uwalniała
pojedyncze atomy żelaza, które osadzały się, wytrącały z wody i osiadając łączyły
ze sobą. Osiadały na ściankach kanałów wodnych w skale tworząc rury. Osiadały w
szczelinach pęknięć tworząc na sąsiadujących ze sobą ścianach arkusze blachy a
w wymytych przez wodę pęcherzach i wnękach blaszane zbiorniki (od środka). I to
występowanie jest występowaniem wtórnym do tego, co kryje się pod ziemią.
Jestem tego bardzo ciekaw, bo w Polsce nie znaleziono
dotychczas żelaza rodzimego pochodzenia ziemskiego, tym bardziej, że moje
znalezisko jako wtórne dotyczy skał osadowych (?).
Znalazłem też ślady złomiarza mocującego się z arkuszem
blachy w szczelinie skalnej.
fot. 14, 15, 16. Ciężka praca złomiarzy.
Mam też dla Was wnioski ogólne z obserwacji eksponatów w naturze;
- żelazo osadzało się w warunkach naturalnych jako
bezpostaciowe. To znaczy, że wytrącało się z wody w temperaturze otoczenia i pod ciśnieniem
atmosferycznym. Nie było sił zewnętrznych, wysokich temperatur i ciśnień, które
zmusiły by żelazo do tworzenia kryształów, brył, konkrecji czy innych
określonych form właściwych dla występowania w skałach metamorficznych,
- dwu i więcej warstwowe przyrosty żelaza świadczą o brakach
w dostawach wody np. z powodu długotrwałej suszy.
Jest to widoczne na zdjęciach w miejscach wypływu wody na
zewnątrz i w miejscach, w których skała zerodowała odsłaniając konstrukcje wodociągowe,
napatrzcie się!
fot. 17. Przykład z rurkami.
fot. 18. Następny przykład pięknego eksponatu, otwartego zbiornika.
fot. 19. Ściana skalna pokryta blachą. Do niej przylegała następna ściana, której już nie ma. Szczeliną pomiędzy ścianami płynęła woda. Na ścianach obu skał osadzało się żelazo.
Takie żelazne rury i do tego wypełnione wodą, na wzniesieniu
w wystających skałach, to najlepszy z możliwych naturalny piorunochron. I żaden
przelatujący piorun go nie ominie. Nasz przodek musiał być ostrożny, żeby za
wodę nie zapłacić najwyższej ceny, nie mógł tam zamieszkiwać. Aparatura
eksploratorów wariowała w tym miejscu – rozkopali podłoże!
Reasumując;
- nasz przodek korzystał ze źródeł do woli ale przed
nadciągającą burzą uciekał, gdzie pieprz rośnie. I miał gdzie uciekać, bo jak
widać na przyprawianych porcjach mięsa gotowanego, pieprzu w tamtym czasie miał
pod dostatkiem w okolicy.
fot. 20. Duża rura o średnicy ok. 20 cm. Teraz wydobyta na powierzchnię przez erozję skały. Zbiornik powyżej utrącony przez złomiarza, na fot. 16.
Zaprezentowałem Wam wyższą szkołę hydrauliki.
Bo dotychczas wiedzieliście, że kamień (węglan wapnia)
osadza się w żelaznych rurach. Teraz wiecie, że żelazo osadza się w rurach i
dziurach w kamieniu. One się chyba lubią, oj lubieją.
Co więcej, zjawisko znacie na co dzień. W rurach
wodociągowych nie tylko osadza się kamień, woda w rurach też „rozpuszcza”
żelazo i widać to na osadzie, gdy wypływa na zewnątrz. Rudy osad to żelazo
atomowe pobrane z rur.
Linki do tego eseju z zawiadomieniem o popełnieniu
przestępstwa – podaniu do wiadomości publicznej - roześlę do nie zainteresowanych;
- Dyrekcji Parku Krajobrazowego Doliny Bobru,
- Nadleśnictwa L. P. we Lwówku Śląskim,
- Wojewódzkiej Dyrekcji Ochrony Środowiska we Wrocławiu.
- Urzędu Powiatowego Konserwatora Zabytków w Jeleniej Górze,
- do Nowin pisał nie będę, są na to za … a Nature i Science nie przyjmują artykułów od
samouków habilitowanych.
Bo po mojej publikacji skały zostaną zniszczone
doszczętnie jeśli nikt nie podejmie działań zabezpieczających.
Czyli powiadomię tych wszystkich, którzy na 65 kilometrze wypatrują złotego pociągu. Tymczasem żelazo rodzime, droższe od złota choć w niewiadomych ilościach, tkwi w skałach i na wierzchu, na wyciągnięcie ręki.
Robię to bez żadnej odpowiedzialności ale z pełną
świadomością tego, co robię, po dwunastu latach walki o Homo erectusa w
Sudetach. I może to kogo dziwić ale zainteresowanie moimi odkryciami okazują
tylko …Niemcy.
O ilościach żelaza dowiemy się w skupie złomu we Lwówku
Śląskim. Tam jest obojętne, czy to żelazo rodzime, czy meteoryty. Tam skupują złom
żelazny, jak leci i to w przystępnej cenie 0,7 zł/kg.
Prezentowana przeze mnie dokumentacja fotograficzna, jest
już zapewne dokumentacją archiwalną, dlatego prosiłem, abyście się napatrzyli.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich NIE ZAINTERESOWANYCH (z
urzędu!).
foto autor. s. hab. Roman
Wysocki
13.05.2016 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.