Translate

Odlewanie krzemieni odc. 8.



Odlewanie krzemieni odc. 8.
Korzyści cywilizacyjne – współczesne.

Ciąg dalszy odc. 7.
Ad. 3. O tym, jak Nauka przyjmuje Nowe nie muszę Wam tłumaczyć, sami widzicie na moim przykładzie. Dotychczas były to niewinne odkrycia do wiadomości powszechnej w sferze edukacyjnej.  Ale szczyt piramidy jest dla Nauki nie do przyjęcia choć nikomu szkody nie czyni.
Wejście Homo erectusa w Sztukę i w odlewnictwo krzemienia obala nie tylko poprawność i wszelkie ustanowione standardy – Epoka Kamienia Lanego wkracza w sfery przemysłowe. Wyroby współczesne oparte na tej technologii wkroczą do naszego życia codziennego. Co więcej, w domowych warunkach z dostępnych materiałów każdy może zamieniać tłuszcze w sztuczny krzemień. A w skali przemysłowej, lepiej nie myśleć. Jedni będą chcieli na tym dużo zarobić inni dużo stracą.
I nie będzie to żaden przewrót, bo Świat od paru dziesiątków lat i tak stoi na głowie. Wiem, bo mieszkam na wsi, po kurzy owoc i produkty rolne jeżdżę do miasta. Nawet banalne stwierdzenie – stracić głowę - nabrało swego prawdziwego tragicznego sensu.
Nie mówcie więc, żem zwariował, bo to Świat oszalał.

Dlatego wybieram się do Sztokholmu do Pana Nobla ale nie po nagrodę żadną. Bo moje odkrycie to problem globalny taki sam, jak jego problem z dynamitem. 
On też zastanawiał się, co zrobić z tym fantem, który trzymał w ręku.
Jakie będą z tego konsekwencje dla Świata?
Bo dla Świata naukowego to apogeum wstrząsów, po nim będzie już tylko ciekawiej. Po lądach i oceanach leżą setki obiektów i tysiące artefaktów, których uczeni nie są w stanie przyjąć do wiadomości ani akceptować. Ani myślą tego badać, na to zbyt ogłupieni są polityką. Ich Historię Świata opisuje Biblia, nie są w stanie się od niej oderwać. To niech sobie przy niej pozostaną, niech pozostają w świecie bajek, które piszą pod dyktando – Świat myśli inaczej, dlatego pędzi do przodu.

Konserwy mam już spakowane do plecaka, czas wyruszać. Droga daleka i długa, będę miał czas na rozmyślania o tym - jak zamienić tłuszcz w złoto?
Skoro kilka miliardów ludzi na tej planecie czaka na „złoty pociąg” i jest tym problemem zaabsorbowane, trzeba mi tę potrzebę zaspokoić. Przeze mnie ceny złota na Ziemi spadną na łeb, na szyję a nie mówiłem …(zawsze chciałem to napisać!).

Ostatnie spostrzeżenie i podpowiedź dotycząca utwardzacza.
Nasz przodek dolewał utwardzacza raz więcej, raz mniej a przeważnie za dużo. Dla mnie to znaczy, że nad dawkowaniem nie panował, to daje do myślenia! Nawet w pięknym przykładzie z odc. 5, gdzie dolewał małymi dawkami, to i tak w ostatniej porcji przedawkował.

Kto już wie może odlewać sztuczny krzemień, tylko ostrożnie – gorący gotujący się tłuszcz będzie pryskał. Zalecam sprzęt ochrony osobistej; maska na twarz i skórzane rękawice. Tylko nie róbcie tego we frytkownicy, możecie ją stracić jeśli kamień zastygnie a z płynnej masy tworzywa nie da się jej odczyścić.
Ale przed tym możecie paść od porażenia prądem!
Utwardzacz jest przecież roztworem wodnym czyli bardzo dobrym przewodnikiem prądu.
Komu nie wyjdzie, ten musi udać się do najbliższego marketu po proszek z rogu jednorożca.
Powodzenia!

Moje ulubione zawołanie – Kto czytał (uważnie), ten wie!
Kto nie wie, musi przeczytać proces od początku.

Roman, obiecałeś! (chyba w odc. 2.)
No dobra, ale opowiem Wam bajkę. Nie chcecie, żebym przynudzał?
No to Wam opowiem.

Zwierz.
Tego dnia, nie pamiętam datowania, Lu gotowała tłuszcze do smarowania pieczywa kukurydzianego. Do gotowania użyła ulepionych wcześniej porcji tłuszczu czystego ale wzięła też porcję tłuszczu z formy grubej, z gotowanego mięsa, dla smaku. Co prawda, był piątek więc mięsa być nie mogło (co za idiota pisze ten tekst, przecież wtedy piątku nie było na Świecie?) ale niech chociaż posmakują.
Zapomniała przed tym sprawdzić czy nie ma robaków. Wiecie przecież, że tak trzeba było zrobić.
Z kilku małych porcji ulepiła naprędce dużą porcję wielkości pięści. Wysłała swego syna Wu po glinę. Kiedy Wu wrócił, oddała mu porcję do zalepienia w glinie, przecież wiedział, jak to się robi a i tak był już upaprany (tłum. pobrudzony) gliną. Ten czym prędzej wyrobił rzadką glinę i oblepił, obsmarował porcję ze wszystkich stron, i wstawił do pieca czyli pod pokrywę grzewczą na płycie grzewczej a ta na ognisku.

fot.1, 2. Widok ogólny obsiusianej, wylanej porcji gorącego tłuszczu. Do powierzchni przylepiły się trawy, nasiona i inne śmieci. Cały eksponat leżał w kałuży moczu, jasny osad na powierzchniach zewnętrznych.

Skąd on to wszystko wiedział przecież był niemy i jak powiadają uczeni, uczył się przez naśladownictwo.
Jakby poza mową nie było pomiędzy osobnikami kontaktu, przekazu myśli itd., jakby nie było pomiędzy nimi żadnej KOMUNIKACJI.
Tymczasem komunikacja to nie tylko smartfony, to także mowa, którą w kilku zgłoskach artykułował i miały określone znaczenia – to także gestykulacja rękami i mimika twarzy. I to musi wystarczyć turyście zagubionemu w Singapurze.
To wystarczyło naszemu przodkowi do przekazu i kontaktów z rodziną i grupą, także do przekazu wiedzy czyli do edukacji. Jeśli potrzebował coś przekazać a widział, że nie jest rozumiany albo był pytany korzystał z piaskownicy a nie z tabletu. Piaskownica, jak już pisałem na początku książki była i imaginarium do studiów nad Światem, i środkiem przekazu oraz edukacji.
Młody Wu wiedział, że zawsze może spytać swego ojca Wu-Ho lub dowolnego osobnika. A jeśli nie rozumiał, to wystarczyło odgarnąć ziemię i tłumaczyć pismem obrazkowym, i pierwszymi w Świecie piktogramami, także przekazywać  wiedzę przez pokolenia. Współczesnym tablica i kreda służyły przez kilkaset lat.

Nauczanie przez naśladownictwo stosował człowiek współczesny aż do końca XX wieku. Robił to ukrywając receptury i technologie, uczniowie nie  mogli wiedzieć wszystkiego tego, co mistrzowie – to była hierarchia lepszości. Kto wiedział więcej, ten był bliżej władzy, profitów i splendorów. W nauce trwa to do dziś, bo uczeni ukrywają przed społeczeństwem swoje odkrycia poczynione za pieniądze podatników.

Żeby odlewać sztuczny krzemień trzeba było nie tylko naśladować przez lata ale i rozumieć, co gdzie i dlaczego. Tym bardziej, że wszystko wskazuje na to, iż była to praca zespołowa i skoordynowana w czasie w wyrobach dużych lub łączonych na gorąco. To był wyścig z czasem grupy ludzi nad stygnącym tworzywem. Bez nauki ze zrozumieniem zachodzących w procesie zjawisk; spadku temperatury i tężenia tworzywa w funkcji czasu (a nie powtarzaniem) ani rusz.
fot. 3. Zbliżenie odsłoniętej odłupkiem powierzchni wewnątrz znaleziska. W zawartości widoczne robaki i jasne obłe plamy utwardzacza, działania strumienia moczu w głębi materiału. Duży ślad u dołu po prawej, to odcisk kciuka a w środku fragment nici ciągnących się za palcem.

Ale wróćmy do czasów, kiedy do tego doszło.
Wróćmy do formy cienkiej wyjętej z komory grzewczej. Wyjętej, bo już się z niej dymiło, tłuszcz w środku zagotował się i w postaci gazowej (dymu) uchodził przez pory w glinianej powłoce. To był sygnał do dalszego działania. Do pracy włączył się ojciec Wu. Przez grubą skórę ujął zastawkę pieca, odsunął  i odstawił formę na płytę z boku komory.
Teraz trzymając gorącą formę (przez skórę) drugą dłonią odcinał odłupkiem gliniany czubek. Po odcięciu trochę gorącego tłuszczu wyciekło, tyle co było w czubku. Nikomu nic się nie stało, piszę nikomu, bo czynności obserwowało też rodzeństwo Wu, jego młodsi bracia i siostry.
To była dla nich nauka przez naśladownictwo. Pytania zachowywali na później, bo czynności były niebezpieczne. Bo edukacja, to odpowiedzi na pytania stojące przed osobnikiem, na to był czas po robocie.

No i się narobiło, bo po ugotowaniu w cienkiej formie, po otwarciu odłupkiem okazało się, że na wierzchu pływa kożuch z ugotowanych robaków.
Wu-ho spojrzał na Lu ta zajrzała do środka i skrzywiła się, fe. I nie musiała nic mówić.
To był znak dla Wu-syna, że może zrobić z nią to, co zawsze w takich wypadkach czyli wylać w krzakach i ostudzić, żeby kto nie wdepnął i nie poparzył się.

Wiedział, co ma robić to i zrobił. W czasie studzenia uważał, żeby pryskający gorący tłuszcz nie poparzył mu stóp. Tym razem stał w bezpiecznej odległości.
Chciał sprawdzić palcami stopy, czy tłuszcz jest odpowiednio schłodzony ale nadepnął palcami stopy zbyt mocno. Tłuszcz złapał go za palce ale przy cofaniu zaraz puścił. I dobrze, bo Wu boleśnie to odczuł. W środku tłuszcz był gorący, parzył go w palce. Spróbował drugi raz ale już patykiem. Tłuszcz niby uginał się na powierzchni ale popychany przewalał jak galareta a galarety przecież Wu nigdy nie widział. To był jakiś zwierz, który porusza się i gryzie.
Czym prędzej Wu pobiegł po ojca, musiał mu o tym opowiedzieć i to po ichniemu (tłum. po swojemu) ale ja mogę Wam to przetłumaczyć.
- Tato, tato, z tego tłuszczu zrobił się jakiś zwierzak, on się porusza, on nawet ugryzł mnie w palec.
Na dowód podniósł stopę do góry. Wu-Ho stwierdził, że chłopak nic nie zmyśla, że trzeba ostrzec ludzi.
I Wu poprowadził ojca w krzaki, żeby mu tego zwierzaka pokazać.
To, co zobaczył Wu-Ho wcale go nie zdziwiło, przecież od dziecka robił to samo, siusiał na wylany gorący tłuszcz ale nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby go sprawdzać.

Teraz, kiedy tłuszcz już nieco ostygł, Wu-Ho wziął go do ręki. Rzeczywiście był zwierzakiem poruszającym się w dłoni. Odłupkiem obkroił go na brzegach. Kciukiem przycisnął go mocno na wierzchu, palec przebił ruszającą się skórę zwierzaka i wpadł do środka. Zaraz poczuł gorąco ale nie za bardzo. Po wyjęciu z gęstej mazi za palcem ciągnęły się nici. Po, tym zgarnął z pobrudzonej już powierzchni tłuszczu warstwę, zostawiając na powierzchni ślady odłupka widoczne do dziś. To było bardzo tajemnicze zwierzę, nie bało się odłupka, dawało się nawet ciąć. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że dawne porcje tłuszczu rozrzucone na obrzeżach obozowiska, to teraz kamienie.
Był dumny z syna, wiedział, że Wu wyrośnie na LUDZI.
Trzeba coś z tym zrobić, pomyślał - i robili to z synem przez całe życie nie zdając sobie sprawy z konsekwencji w XXI wieku, wtedy było warto.

Gdyby Wu-Ho pokazał zwierzaka uczonym, dopiero byłaby radocha.
Przecież to NIEMOŻLIWE, tak jak wszystko o czym pisałem przez lata.


Prze lata prezentowałem i opisywałem krzemień;
- ten naturalny, w tkankach miękkich organizmów, proces absorpcji krzemionki lub agresywne działanie krzemionki na szczątki organizmów przez setki tysięcy lub miliony lat w skamieniałościach, proces możliwy i logiczny,
- ten sztuczny, działania krzemionki na tłuszczach i wyrobach naszego przodka w procesie naturalnym w ciągu 200-300 tys. lat, proces możliwy i logiczny,
- wreszcie krzemień sztuczny powstający w procesie przebiegającym gwałtownie pod działaniem mocznika na gorący tłuszcz, proces niemożliwy i nielogiczny – brak mi wiedzy chemicznej i odpowiedzi na pytanie;

SKĄD WYNIKIEM PROCESU JEST KRZEMIONKA, SKORO NIE WCHODZIŁA JAKO SKŁADNIK PROCESU?  SKĄD ONA SIĘ TAM WZIĘŁA?

Proste prawo chemiczne – masa substratów przed reakcją, równa się masie substratów po reakcji. Bez działań badawczych, analitycznych się nie obejdzie.
W wysokiej temperaturze gotującego się tłuszczu następują procesy rozkładu łańcuchów węglowych tłuszczów i białek (bo też tam są!), pod działaniem mocznika następuje inne wiązanie tychże. Czyżby powrót do mojej teorii „czarnej dziury” w kamieniu i rozkładu łańcuchów węglowych?
Nie na wszystkie pytania znajduję odpowiedź. A na to pytanie muszą odpowiedzieć uczeni. Nie archeolodzy tylko chemicy, czas aby wzięli się do roboty. Przez siedem lat udawali, że wiedzą wszystko, że ich nie ma. Tymczasem ja mam dowody, które prezentowałem na stronach, interpretowałem po swojemu i to musi Wam wystarczyć.
Napisałem, co wiedziałem, problem nie dotyczy już tylko samouka habilitowanego.

foto autor.                                  s. hab. Roman Wysocki
19.09.2016 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.