I z kupy wróżenie.
fot. 1. Zdrowy szablozęby pozostawiał zdrowe fanty.
Opisując znaleziska,
prezentując je Czytelnikom zauważyłem brak kości.
Bardzo mi ich brakowało jako,
że po oprawieniu zdobyczy była to niepotrzebna śmierdząca pozostałość. Małe zwierzę to garstka kości ale duże, to
stos nie do nie zauważenia. Podobnie ze
szczątkami kostnymi naszych przodków. Ja ich w obozowiskach nie znajdowałem. Kilka nielicznych kości podpisanych
działaniami Homo erectusa zaprezentowałem i opisałem.
Gdzie podziały się pozostałe
kości?
Może być, że oprawiał zwierzynę
i dzielił na duże porcje, tam, gdzie ją ubił.
Jednako kończyny same w sobie
nadawały się do transportu i bez kości w obozowisku się nie obyło. Ze szczątkami rodziny też musiał coś robić,
choćby pochówek ale i to robił poza siedliskiem.
Kiedyś zwracałem uwagę
Czytelników na to, że w klimacie tropikalnym nasz przodek musiał upuszczać krew
ofiarom polowania, bo krew w takich warunkach psuje się najprędzej a od niej
właśnie psuje się mięso. Ale jeszcze
bardziej psują się kości choć znacznie wolniej.
Smród psujących się kości jest nawet silniejszy i gorszy od smrodu odchodów. Brak kości po pozyskaniu z nich mięsa mogę
sobie tłumaczyć tym, że wynosił je z obozowiska (z siedlisk) jak najdalej.
I robił to zapewne
wyprawiając się na polowanie lub na sprawdzenie pułapek, robił to w ostatnim
etapie wyprawy – tam rozrzucał gnaty po krzakach.
Brak kości w siedliskach
mogłem sobie tłumaczyć celowymi działaniami „dla porządku”.
Podobnie było z odchodami
naszych przodków.
Mając do wglądu tylko pola
uprawne w krzakach nie mogę i nie mam czego szukać. Krzaki są dla mnie niedostępne a tam wokół
obozowisk należałoby szukać odchodów naszych przodków. Bo w obozowiskach ekskrementów nie znajdowałem
A nie widzi mi się, żeby nasi
przodkowie robili pod siebie i to na oczach pozostałych. To się nie godzi ludziom, którzy mieli
rozwinięte uczucia wyższe i wszystkie potrzebne zmysły estetyczne (patrz rozdz.
„Sztuka”) potrzebne dla twórczości artystycznej i bardzo atrakcyjnych wyrobów,
zapraszam na strony.
fot. 2. Pomniejsze drapieżniki i padlinożercy mielili kości do niemal całkowitego strawienia.
Obozowiska zlokalizowane były
nad wodą a więc przy zbiornikach wodnych, przy strumieniach płynących w
wąwozach. Pozwalało to na kontrolę
wzrokową otwartej przestrzeni z jednej strony i zmuszało do zamknięcia
obozowiska zasiekami z gałęzi i grubych konarów z drugiej.
Chcąc udać się na stronę w
krzaki a za potrzebą, trzeba było zaopatrzyć się w towarzystwo z oszczepem w
ręku, tak na wszelki wypadek. I nie
widzę w tym nic dziwnego, wszak panie po dzień dzisiejszy wychodzą przypudrować
nos w towarzystwie a w krzaki chodzą z obstawą.
W obozowiskach znajduję
jedynie odchody (skamieniałe) szablozębego i innych pomniejszych
drapieżników. To znaczy, że w siedliskach
były przerwy w zamieszkaniu. W odbytnicy
odbywa się formowanie kału. Znaleziska
wskazują na pozostawienie odchodów uformowanych i pozostawionych we właściwym
dla nich stanie i czasie przez zdrowe osobniki.
fot. 3 i 4. Widok kupy z wierzchu i od spodu, lekarz stwierdził zgon.
Ale jeden z osobników
zapędził się do obozowiska za łatwą zdobyczą. Młode Homo erectusa były i łatwym, i
smacznym kąskiem. Jednak nie dane mu
było się pożywić, padł zakłuty oszczepami.
Pozostało po nim tylko to, co prezentuję na fotografii, pozostało i nie
śmierdzi a kości drapieżcy brak.
Pozostało to, co zawierała odbytnica w momencie rozkurczu śmiertelnego
(wypróżnienia), płynna papkę z nie strawionymi resztkami pożywienia, z
okruchami kości jak na drapieżnika przystało.
Bo rozkurcz pośmiertny odbytnicy jest odruchem niekontrolowanym, natychmiastowym
objawem śmierci każdego osobnika, naszym też.
Znajdując znalezisko
porównywałem je z porcjami skamieniałych sosów wylewanych z form po
gotowaniu. Ale te nie zawierały w swojej
zawartości fragmentów czegokolwiek a na pewno nie zawierały fragmentów kości.
Znałem ich skład i
skrzemieniałą konsystencję, znajdowałem ich dziesiątki a niektóre prezentowałem
przy okazji esejów z cyklów „Jak … garnki lepił” i „Wypieki”.
Smaczne sosy i tłuszcze lepił w porcje (kulki, kluski itp.) do przechowywania, do zastosowania; smarowania placków i jako składnik wypieków. Te nie smaczne lub przypalone wylewał bezpośrednio na ziemię, znaczy do dołka.
fot. 5 i 6. Powiększenia fragmentów. Widoczne jasne plamy w zawartości, to nie skwarki, to skamieniałe (skrzemieniałe) fragmenty kości w objętości śluzu i niestrawionej papki.
Kiedyś prezentowałem koledze
skamieniałą porcję gotowanej wołowiny z kością i z odciskiem zęba trzonowego
naszego przodka. Na kości pozostało
jeszcze kilka włókien mięsa do objedzenia.
- To nie możliwe. Przecież on umierał z głodu. – stwierdził w
pełnym przekonaniu tego, co mówi.
To kolejny stereotyp, z
którym przyszło mi się rozliczyć.
Porcja pochodziła z początków
Okresu IV, z początków gotowania i opisując przed kilku latami znalezisko
(„Rosołek”) wiedziałem, że była gotowana choć wtedy nie wiedziałem jeszcze jak. I na oczach Czytelników drapałem się w głowę,
jak on to robił.
Głównym zajęciem i podstawową
potrzebą życiową naszego przodka było pozyskiwanie i przygotowanie
jedzenia. I tę potrzebę realizował
wystarczająco. W omawianym Okresie IV, po wynalezieniu ognia robił to z
łatwością i w nadmiarze. Zaopatrzenie
planował, bo znał swój stan posiadania w środowisku. Znał zasiedlenie zwierzyny na swoich terenach
łowieckich. Znał stan zapasów
samoistnych upraw kukurydzy, trzciny cukrowej, warzyw i owoców, nawet
własnoręcznie ich doglądał i pielęgnował.
A różnorodna i wielo pokarmowa dieta, i zapasy pozwalały mu unikać
głodu. Poza przygotowaniem posiłków,
miał jeszcze czas na głupoty(?). Bo to
był czas rozkwitu cywilizacji.
Znajdując duże ilości
znalezisk dotyczących jadła popadłem w euforię. Nazwałem nawet obozowiska i pozostawiony
„tort archeologiczny” śmietniskiem Homo erectusa.
Ale to do czasu.
Przez chwilę moją głowę
zajęła statystyka a chipotetyka.
Jeśli raz na 1000 lat ktoś
pozostawił COŚ w obozowisku stałym, zakładam, że zamieszkałym przez milion lat,
to takich pozostałości po tym czasie było ok. 1000. Zakładając inne liczby pozostałości i różne
okresy zamieszkiwania w różnych obozowiskach – gdybając - otrzymam różne wyniki
ale jedno jest pewne – ta liczba była dla danego obozowiska ograniczona. Nijakich rejestrów znalezisk nie prowadziłem, stosy kamieni samoistnie
przemieszczały mi się z jednej półkuli do drugiej jako liczby urojone.
To znaczy, że znając swój
stan posiadania materiału porównawczego, porównując stosunki ilościowe
znalezisk, stwierdziłem manko.
Stwierdziłem brak niektórych grup znalezisk, których nie było, choć być
powinny.
Było to dla mnie logiczne i
jak przedstawiłem to na kościach, wynikało to z zachowań naszego przodka. Mogło to oznaczać, że braków trzeba szukać
gdzie indziej, albo, że zostały głęboko ukryte.
Oznacza to, że lemiesze
sięgnęły poniżej warstw kulturowych naszego przodka, ostrza sięgnęły pod powierzchnię,
na której żył. Rozwlekły skrywaną
zawartość a to oznacza koniec znalezisk i
… pożegnanie z nauką!
Jednak z upływem lat dopadały
mnie nowe spostrzeżenia i refleksje. A
to dlatego, że ilość znalezisk znacznie spadła, bo warstwy kulturowe naszego
przodka nie są niewyczerpane.
Lemiesze sięgnęły dna (lica),
niszczą resztki cywilizacji, którą nikt nie zajmuje się z urzędu.
Pamięcią wracam do rozpoznanych
pól uprawianych wielkimi lemieszami za czasów komuny. Tam już tylko ja z niewielkich fragmentów
potrafię jeszcze wyróżnić obozowisko na polach uprawnych. Na niektórych pozostały tylko śladowe ilości
przemielonego drobiazgu.
Po latach sam złapałem się na
myśli; że nie pójdę tu lub tam, bo nie mam tam już czego szukać.
To się stało w ciągu kilku ostatnich
lat. Z wielu znanych mi pól uprawnych,
na moich oczach znikały pozostałości siedlisk Homo erectusa.
Giną resztki śladów
Cywilizacji Homo erectus –
DZIEDZICTWA KULTUROWEGO LUDZKOŚCI.
Napatrzcie się na fotografie
moich wydumanych kamieni. Więcej może
ich nie być, podupadłem na zdrowiu i nie wiem czy podołam w następnym
sezonie.
Kolegom uczonym gratuluję
udanego zaparcia i samozadowolenia na urzędach i to za (duże) pieniądze... bo smród poszedł w Świat.
Od początku moich poszukiwań
i pierwszych znalezisk słyszałem kwestię;
- TO NIEMOŻLIWE
!
Przez lata zadawałem sobie
pytanie;
- dlaczego to, co
pozostało po przodkach skamieniało i jest dla mnie dostępne?
Czyli jak odpowiedzieć
uczonym na ich oczywisty protest.
Odpowiedź okazała się prosta,
jednoznaczna i zaskakująca.
Homo erectus dbał o
czystość osobistą, dbał o czystość i porządek w obozowisku.
Na terenie obozowiska zakopywał
resztki pożywienia i nie zjedzone pokarmy.
Złożenie ich do ziemi wystarczająco
tłumaczy stan znalezisk i oddziaływanie na nie krzemionki.
Może nie miał przepisów
sanitarnych ale miał zasady, których przestrzegał przez pokolenia od początku
do końca. I choć robił to w zasięgu ręki
-zakopywał lub zagrzebywał w ziemi i to w obozowisku - to robił to dla siebie i
postronnych. Aby nie narażać siebie i
współmieszkańców na brud i smród. Bo tak
miał poukładane w głowie. A robił to
niezwykle rzadko i dlatego znalezisk jest niewiele i coraz mniej.
Takie też były wymogi
bezpieczeństwa obowiązujące całą grupę.
Każden jeden na pikniku w
dziczy będący wie, że jedzenie należy dobrze schować przed nieproszonymi gośćmi
i robactwem. Bo zwierz zwęszy, szkód
narobi a i poturbować może. A nie
zjedzone lub zepsute pozostawione na wierzchu zwietrzy nade wszystko. Nieproszonych gości nasz przodek sobie nie
życzył, tak jak i my. To był wymóg
bezpieczeństwa jego i grupy, i tego musiał przestrzegać. Złe czaiło się wokół obozowiska, patrzyło i
wąchało. Mały Homo erektusik wiedział,
że jak nie posprząta (zakopie) resztek jedzenia, to w nocy przyjdzie Złe, zje
resztki jedzenia i jego też.
Proste pytanie ale na
odpowiedź złożyło się jedenaście lat poszukiwań, wiele ton przejrzanego
materiału porównawczego, spostrzeżenia w terenie, setki opisanych znalezisk i
tysiące wniosków a w sumie 1 i ½ książki.
Okazałem się wystarczająco głupi, bo zajęło mi to tyle czasu.
Takie to, z wróżenia z kupy,
słuszne choć nieuprawnione wnioski. Kolejne nielegalne ODKRYCIE i chyba
najważniejsze z dotychczasowych.
I przepraszam uczone osoby,
żem ich przy tem uwalał ale nauka wymaga poświęceń.
A esej dokładam do tomu I-go,
bo wyjaśnia wystarczająco wszystko to, co NIEMOŻLIWE.
Bo przedstawione świadome i
zamierzone (cywilizowane) zachowania Homo erectusa wyjaśniają
fosylizację i stan znalezisk na Ziemi Niczyjej.
I nie robił tego dla archeologów czy paleontologów, bo ci zignorowali go
doszczętnie.
Robił to dla siebie, bo czystość
i porządek, to zdrowie i bezpieczeństwo.
Wiedział o tym (?), postępował
rozumnie i konsekwentnie.
Brak dowodów, to podstawa dla
uczonych, żeby napisać NIE.
Ale to prosta logika i godna
prostaka. Każde śledztwo polega na
układaniu elementów i uzupełnianiu brakujących, także wątków wynikających z
zachowań przestępcy. Te braki wyznaczają
kierunki poszukiwań.
Dla mnie brak dowodów, to przesłanka
zachowań naszego przodka i tego, co miał w głowie. Na podstawie tych przesłanek, śledztwo uważam
za zakończone.
I niech to wreszcie będzie;
KONIEC
TOMU PIERWSZEGO
Tom II w pisaniu – http://przewodnik-homo-erectus.blogspot.com
, załącznik do tomu I-go, to worek dowodów dla początkujących uczonych.
Tom III jeszcze poza
zasięgiem Czytelników ale kolebie mi się po głowie podręcznik. Szkic nakreśliłem już w „Chronologii
rozszerzonej”.
Foto autor Roman
Wysocki
27.05.2015 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.